niedziela, 5 stycznia 2014

Łatwa przeprawa z Koziołkami.

Phoenix Suns przegrali ostatnio na własnym parkiecie ważny mecz z Memphis Grizzlies, dlatego pojedynek z Milwaukee Bucks był idealny do tego, aby sobie odbić tą niedawną porażkę. Suns grali drugi mecz z rzędu bez Erica Bledsoe, który ma problemy z kolanem (na szczęście nie poważne). Jego miejsce w pierwszej piątce zajął, jak to zwykle bywa, Gerald Green. Brak Bledsoe zupełnie nie był odczuwalny, a Słońca poradziły sobie dość spokojnie ze słabym rywalem. 116:100 Suns.


PJ Tucker i Czajnik Frye świetnie weszli w mecz i to oni byli najjaśniejszymi postaciami na parkiecie w pierwszej kwarcie. Tucker zdobył w niej swoje wszystkie 8 punktów, trafiając każdy rzut z gry, a do tego aż trzy raz wyciągał rywalom piłkę z rąk. Grający naprzeciw niego Giannis Antentokounmpo, jeden z wyrózniających się pierwszoroczniaków w tym sezonie zwany potocznie "The Greek Freak", został przez Tuckera totalnie zniszczony. Po usiądnięciu na ławce wyglądał co najmniej tak jakby dostał dożywotni zakaz jedzenia Tzatziki. Frye z kolei dobrze czuł się od początku na dystansie i cały mecz zakończył z sześcioma celnymi trójkami i 22 punktami.

Gerald Green miał kolejny w tym sezonie mecz w stylu w weekend gwiazd biorę udział w konkursie trójek i konkursie wsadów. Green trafiał swoje trójki (4/7) w newralgicznych momentach meczu stopując nieco próbujących zbliżyć się na niebezpieczną odległość Bucks, a ze swoich przechwytów (5) i tych, których dokonali jego koledzy zapewnił kibicom w US Airways Center małe show wykręcając kilka wiatraków. Suns ogółem dobrze wykorzystywali straty Kozłów. 26 strat to wynik niedopuszczalny w meczu NBA pod żadnym pozorem. Słońca doszczętnie z tego skorzystały rzucając aż 38 punktów po tych stratach. Wspomniany duet Tucker-Green miał 9 z 13 przechwytów drużyny.

Goran Dragić miał cichutką pierwszą połowę, ale w drugiej trochę odżył i skończył mecz z 15 punktami na koncie. Jego wielka forma nie była jednak potrzebna, bo królikiem z kapelusza Jeffa Hornaceka był Ish Smith. Ten filigranowy rozgrywajek zagrał 20 minut z ławki na 8 punktów i tyle samo asyst i z nim na parkiecie Suns byli o 20 punktów lepsi od swoich rywali. Smith bardzo dobrze czytał grę, rozdawał no-look passy i, co całkiem zaskakujące dla moich oczu, wsadził raz piłkę do kosza.

W tym 16-punktowym zwycięstwie niezastąpieni byli Frye i Green. Frye może pochwalić się wskaźnikiem +/- na poziomie aż +44, a Green +36. To niemałe cyferki.

Przed Suns teraz trasa wyjazdowa i kolejno mecze z Bulls, Timberwolves, Grizzlies, Pistons i Knicks. Nie będzie łatwo, ale Słońca przyzwyczaiły już nas do wygrywania więc nawet niech nie próbują wracać z tej trasy z ujemnym bilansem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz