wtorek, 14 stycznia 2014

Dogrywka w MSG na niekorzyść Suns.

Ostatni mecz przed powrotem do słonecznej Arizony mógł, podobnie jak ten w Detroit, paść łupem Suns. Niestety kolejna szaleńcza pogoń i doprowadzenie do dogrywki zdało się na nic, bo w niej lepsza była drużyna gospodarzy. Mimo kilku pozytywnych aspektów tego meczu, ten najważniejszy zwany zwycięstwem uciekł i Słońca kończą swoją wycieczkę po innych miastach trzema porażkami z rzędu.


Ile razy w tym sezonie już to przerabialiśmy? Suns dają odskoczyć rywalowi na kilkanaście punktów, po czym wracają do meczu, rywal znów odjeżdża na kilkanaście punktów, Słońca pokazują pazur i doganiają rywala. Czasem wychodziło to na korzyść Suns, ale dziś było tak jak w Detroit. Nie udało się.

Kto zawiódł szczególnie? Gerald Green w duecie z Channingiem Frye'm mieli koszmarny wieczór. Green trafił tylko 2 z 16 rzutów pudłując między innymi w końcówce dogrywki rzut nad JR Smithem, który mógł dać Suns remis. Green nie trafił również żadnej ze swoich 7 trójek i ani razu nie był na linii. Fatalnie się oglądało go dzisiaj i miejmy nadzieje, że to ostatni taki mecz Greena w tym roku. W defensywie miał co prawda kilka stopów na Carmelo Anthony'm, ale i tak Panie Gerald taki mecz jest niedopuszczalny. Frye z kolei trafił 3 z 12 rzutów, w tym 2 z 7 zza łuku. Czajnik wyglądał tragicznie szczególnie grając w low post. Dwa czy trzy raz po mismatchach Frye miał na plecach dużo niższego Feltona czy Smitha i jego koślawe półhaki ledwo trafiały w obręcz. Spudłował on też dwa bardzo ważne rzuty wolne w dogrywce. Suns przegrali dwoma.

Nie pomógł fantastyczny mecz Leandro Barbosy. Brazylijczyk miał być wsparciem pod nieobecność Erica Bledsoe, ale nikt się nie spodziewał, że w swoim czwartym meczu po powrocie do ligi rzuci on 21 punktów i będzie pierwszą opcją Suns w czwartej kwarcie. Knicks często zmieniali krycie w obronie po zasłonach i Barbosa swoją szybkością objeżdżał Stoudemire'a i Bargnaniego jak tylko chciał kończąc często z faulem. Trafił 8 z 15 rzutów w 30 minut gry i to jest bardzo dobry znak dla Suns. W kilka sekund przed końcem czwartej kwarty to on dostał piłkę i faulowany przez Kenyona Martina trafił dwa wolne dające Suns remis. Faul był kontrowersyjny, ale wydaje się, że decyzja sędziów była jednak dobra.

Kroku Barbosie dotrzymywał Goran Dragić, który już po pierwszej połowie miał na swoim koncie 20 punktów, ale po przerwie trafił tylko 3 z 11 rzutów, a w ostatnich minutach meczu usiadł na nim, najlepszy indywidualny obrońca Knicks, Iman Shumpert i gra Słoweńca została skutecznie przyhamowana. Ostatecznie Goran rzucił 28 punktów z 22 rzutów, zebrał 8 piłek i rozdał 4 asysty.

Markieff Morris grał tylko 9 minut (1/5 z gry), bo został wyrzucony z meczu za dwa przewiniena techniczne. To drugie było lekko dziecinne, bo po faulu zamiast odejść, wszedł pomiędzy gadających Smitha i Stoudemire'a i odepchnął rękę Smitha. Zawęził tym samym Jeffowi Hornacekowi pole manewru w rotowaniu wysokimi.

PJ Tucker bardzo dobrze bronił indywidualnie Carmelo Anthony'ego, ale łapał przy tym faule przez co grał tylko 25 minut. Anthony broniony przez Tuckera trafił tylko 4 z 13 rzutów, podczas gdy ten siedział na ławce było to dużo lepsze 5 z 11. Miles Plumlee był psem na deskach i walczył zaciekle o każdą piłkę dając drużynie szanse na ponowienia (6 zbiórek w ataku).

Suns trafili tylko 35% z gry, w dogrywce nie trafili żadnego ze swoich 7 rzutów i ogólnie brzydka gra całego zespołu nie pozwoliła wygrać tego meczu. A jak widać nawet po samym wyniku, był on spokojnie do wyrwania. Słońca wracają do domu i już w nocy z środy na czwartek mecz z Los Angeles Lakers. Przydałby się jakiś blowout.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz