poniedziałek, 27 stycznia 2014

Historyczna trzecia kwarta, kolejny comeback i zwycięstwo Suns.

Po pięciu z rzędu meczach na własnym parkiecie, Suns znowu udali się na wycieczkę. Spotkaniem z Cleveland Cavaliers rozpoczęli serię czterech meczów z rzędu w halach rywali. Po bardzo słabej pierwszej połowie wydawać się mogło, że niestety nie będzie to dobra noc, ale świetna trzecia kwarta przywróciła Słońca na właściwe tory i zwycięstwo padło łupem naszych ulubieńców. 99:90 Suns.


W pierwszej i drugiej kwarcie nic nie szło po myśli Suns. Rzuty przeważnie obijały pierwszą obręcz, a niedokładne podania i masło na palcach niektórych graczy przerodziło się w 10 strat. Dodatkowo Cavs wykorzystywali gapiostwo Suns na bronionej desce i zdobyli 11 punktów po ponowieniach. Jedynie Goran Dragić i, po raz kolejny świetny z ławki, Markieff Morris grali na dobrym poziomie, ale było to za mało, bo jako drużyna Słońca trafiły tylko 39% rzutów przy 54% Kawalerzystów.

Trzecią kwartę w wykonaniu Suns można określić jako historyczną, bo zatrzymanie Cavs na sześciu, powtarzam sześciu, zdobytych punktach to wyrównanie rekordu organizacji. Kyrie Irving nie trafił wtedy żadnego ze swoich pięciu rzutów, podobnie Anderson Varejao, a jedynymi celnymi rzutami dla gospodarzy popisali się Luol Deng i CJ Miles. Obrona Suns była świetna, Cavaliers trafili tylko 2 z 22 rzutów i zanotowali sześć strat. Channing Frye po strzeleckiej niemocy w pierwszej połowie (1/5) trafił w trzeciej kwarcie każdą z trzech trójek i poprowadził Słońca do runu, który odmienił losy meczu.

W ostatniej części meczu Cavs próbowali jeszcze wycackać Suns, ale na całe szczęście złe duchy z pierwszych 24 minut nie powróciły i zwycięstwo numer 25 stało się faktem. Markieff Morris rzucił w tym czasie 10 ze swoich 27 punktów. W całym meczu Keef trafiał nie tylko z półdystansu, ale też agresywnie grał do kosza dostając się na linię (10/12). Oprócz pokaźnej liczby punktów, zebrał aż 15 piłek ustanawiając swój rekord sezonu w tym elemencie.

Cichym bohaterem Suns był PJ Tucker, który co prawda trafił tylko 5 z 14 rzutów, ale grając przeciwko Luolowi Dengowi zdobył 13 punktów, zebrał 10 piłek i rozdał aż 6 asyst. Gerald Green miał problemy z umieszczaniem piłki w koszu i tylko 4 z jego 14 rzutów opędziły pająki z siatki. Oprócz Keefa słabiej zagrali też rezerwowi, a Leandro Barbosa i Ish Smith po trzy razy tracili piłkę.

Słońca muszą zdecydowanie poprawić swoją koncentrację w meczach, bo który to już raz jesteśmy świadkami jednej świetnej połowy i tragicznej drugiej. Na Zachodzie robi się coraz bardziej ciasno, do dobrej formy powrócili Memphis Grizzlies i aby zrealizować cel, jakim jest awans do playoffów, będzie potrzebna porządna gra w każdym meczu przez pełne 48 minut.

Już dziś w nocy Suns grają w Philadelphi i nic innego jak zdecydowane zwycięstwo nie jest dopuszczalne. Go Suns!

1 komentarz:

  1. Największym problemem Suns wydają się byś końcówki spotkań?
    Ciekawe jaki bilans spotkań mamy gdy mecz jest na styku?
    Ja osobiście pamiętam chyba tylko jedno takie nasze zwycięstwo (rzut Greena)


    OdpowiedzUsuń