wtorek, 11 marca 2014

Pogoń Suns bez szczęśliwego finiszu.

Liczyłem na to, że Suns wygrają dwa z czterech ostatnich meczów. Zwycięstwo z Thunder było piękne, ale trzeba przyznać, że każdy z pozostałych meczów, a przynajmniej ten pierwszy z Clippers i wczorajszy z Warriors, był do wyciągnięcia. Dziś przez większość meczu gospodarze z LA dominowali, ale w końcówce Slońca obudziły się i były bliskie dogonienia Clippers. Ostateczny wynik - 112:105 LAC.


Od samego początku Suns mieli dwa problemy. Pierwszym było to, że Goran Dragić zagrał w pierwszej połowie niecałe 12 minut, mniej niż zmieniający go Ish Smith. Faule, faule i jeszcze raz faule. Dragić złapał dwa przewinienia w pierwszej kwarcie, a potem w drugiej po powrocie na boisko wbił się w zasłonę Glena Davisa łapiąc trzeci faul. Wyraźnie brakowało naszego lidera, tym bardziej, że Ish Smith nie był tak energiczny jak zawsze, a Archie Goodwin grający minuty na jedynce (po raz pierwszy od ligi letniej) to nie jest dobry pomysł.

Drugi problem? Blake Griffin. Już w otwierającej kwarcie Griffin zdobył 22 punkty (!) trafiając 8 z 9 rzutów. W sumie mecz skończył z 37 oczkami pudłując tylko dwie z 16 swoich prób. Nie dość, że to poziom dla większości nieosiągalny to jeszcze mocniejsze wrażenie robi to, że gwiazdor Clippers nie spudłował ani jednego rzutu z półdystansu:
Akurat dzisiaj...

Suns przez dużą większość meczu przegrywali różnicą kilkunastu punktów, a na nieco ponad 8 minut przed końcem po rzucie Matta Barnesa przewaga gospodarzy osiągnęła 21 punktów. Wtedy Słońca odzyskały blask i zaczęły odrabiać straty. Bracia Morris do spółki z Goranem Dragiciem (23 punkty, 5 asyst, 3 przechwyty, ale też 5 strat) zdobyli 24 z 29 punktów Suns w czwartej kwarcie i przewaga Clippers malała, malała i w końcu zeszła do tylko 6 punktów na 2 minuty przed końcową syreną. Wtedy jednak w kolejnej akcji Chris Paul trafił z półdystansu rzut o deskę (na pewno tak chciał :>) stopując rozpędzone Słońca.

W międzyczasie Blake Griffin złapał swoje szóste przewinienie wbijając się w dobrze ustawionego Markieffa Morrisa ratującego spóźnionego w obronie Channinga Frye'a (10 punktów). Jeszcze wcześniej zdarzyło się to:



PJ Tucker (14 punktów, 10 zbiórek, 4 asysty, 3 przechwyty) wyleciał z meczu za uderzenie Griffina, ale ta sytuacja mocno rozkojarzyła najlepszego gracza gospodarzy, co poskutkowało dwoma faulami ofensywnymi w jego wykonaniu. Typuję, że Tucker zostanie zawieszony na jeden mecz.

Słońca zniwelowały przewagę Clipps do czterech punktów na 30 sekund przed końcem, ale celne osobiste Matta Barnesa i niecelna trójka Marcusa Morrisa właściwie zakończyła ten mecz. Szkoda, że nie udało się wyrwać tego spotkania, bo byłoby to niewątpliwie coś dobrego dla nas kibiców, ale przede wszystkim coś podbudowującego dla samych zawodników.

Miles Plumlee wrócił do pierwszej piątki i grał nieźle na 12 punktów, 9 zbiórek, 2 bloki, ale z nim na parkiecie Suns byli aż 18 punktów na minusie. Lepiej wyglądały smallballowe ustawienia z Markieffem (16 punktów, 6 zbiórek) i Marcusem Morrisem (11 punktów) pod koszem lub tą dwójką dopełnioną Channingiem Frye'm. Gerald Green zdobył 16 punktów z 14 rzutów.

Przed Suns mecz z Cleveland Cavaliers na własnym parkiecie i jest to oczywiście must-win. Zresztą jak każdy mecz do końca sezonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz