poniedziałek, 8 grudnia 2014

Długa i trudna droga czteropalczastego zabójcy

Gerald Green trafił do Phoenix Suns w wymianie Luisa Scoli i był wtedy postrzegany głównie jako niewygodny kontrakt. Jeff Hornacek dostał gracza uchodzącego za nie do końca ułożonego i często źle dobierającego rzuty. Nowemu trenerowi Słońc nie przeszkodziło to w dotarciu do wnętrza Greena i zrobienia z niego ważnego elementu nowych Phoenix Suns. Rozpoznawany głównie jako świetny dunker wingman stał się jednym z najlepszych rezerwowych w lidze i w obecnym sezonie dalej kroczy nową ściężką swojej kariery.

Obserwując ligę NBA praktycznie niemożliwym jest poznać każdy szczegół, każdą historię. Wielu zawodników wychowywało się w otoczonych mrocznymi historiami dzielnicach, a pewnie połowa z nich znała lokalnych dealerów. Niektóre odbiegają jednak od tej tematyki i dotyczą zupełnie innych aspektów życia. Jedną z takich historii napisały młodzieńcze lata Geralda Greena, który... musi sobie radzić bez jednego z palców u rzucającej dłoni.


- Wyjmij rękę z kieszeni Gerald - powiedział David Stern, gdy 19-letni Green wszedł na scenę podczas Draftu w 2005 roku. Jego problem był znany, przecież nie mogło być inaczej, ale niepewność, którą starał się ukrywać, ciągle mu towarzyszyła.

Pewnego dnia Green miał założny pierścionek swojej mamy na palcu serdecznym prawej dłoni. Przed drzwiami do jego domu zamontowana była ręcznie robiona obręcz, na której młody Gerald polepszał swoje umiejętności dunkerskie. Pech chciał, że przy kolejnej próbie palec z założonym pierścionkiem natrafił na wystający gwóźdź. - Widziałem tylko białą kość. Czułem, że patrzę na kościotrupa - wspomina owy dzień Green. - Lekarze powiedzieli, że wszystkie ścięgna i więzadła zostały zerwane - dodaje. Rozwiązanie było tylko jedno - amputacja. Miał wtedy 12 lat.

Dłoń Greena stała się w jego szkole obiektem żartów i drwin. Dla Geralda był to trudny okres i nikogo nie dziwi, że wdawał się wtedy w kolejne bójki. Kompleks pozostał do dziś. - Pobiłem kilku naśmiewających się ze mnie dzieciaków - rozpamiętuje Green. - Nie chodziło jednak tylko o to, że ludzie robili sobie z tego żarty. Przez swoją wadę czułem się odtrącony. Do dnia dzisiejszego często chowam dłoń z przyzwyczajenia, a rozmawanie o niej jest dla mnie tematem tabu.

Zerwanie z koszykówką nigdy nie przeszło przez jego myśli. Kiedy ból osłabł, Green obwiązał dłoń bandażem, wrócił do gry i jak sam mówi - ciągle trafiał rzuty. Skrócony palec pozbawił go możliwości łapania piłki, ale nawet mimo tych przeciwności jego marką stały się efektowne wsady. - Gdybym mógł łapać piłkę to częściej pobudzałbym publiczność, ale i tak jestem zdolny do wykonywania mojej pracy - komentuje swoją sytuację Gerald.

Już od czasów licealnych Green znany był jako zawodnik, który ponadprzeciętnie potrafił wpakować piłkę do kosza. W 2005 roku został wybrany do meczu McDonald's All-American, w którym występują największe młode talenty w kraju. W czasie tej imprezy zwyciężył w konkursie wsadów pokonując Josha McRobertsa grającego aktualnie dla Miami Heat. Tego samego roku postanowił przystąpić do Draftu omijając karierę uniwersytecką.

- Ludzie pytają mnie czy patrząc z perpektywy lat podjąłbym inną decyzję. Zawsze odpowiadam tak samo - nie. Bez cienia wątpliwości zrobiłbym to samo - mówi Green. Na jego wybór zdecydowali się Boston Celtics poświęcając przy tym swój 18 pick. Po dwóch ciężkich sezonach, w czasie których C's wygrali tylko 57 meczów, Danny Ainge zdecydował się wymienić wszystko nienazywające się Paul Pierce, Rajon Rondo i Kendrick Perkins, aby pozyskać Kevina Garnetta i Ray'a Allena.

Green zaleczał kolejno epizody w Minnesocie Timberwolves, Dallas Mavericks czy nawet jednomeczowy w Houston Rockets. Nie potrafił jednak odnaleźć się na parkietach najlepszej ligi świata co zaowocowało wyjazdem za ocean. Pierw trafił do Rosji, gdzie miał okazję reprezentować barwy Lokomotiva Kuban oraz Krasnye Kryla. W 2011 roku opuścił Europę i przeniósł się do Chin, ale spędził tam ledwie kilka miesięcy.

Wyjazd z USA mógł być najlepszą decyzją Greena w karierze. Z powrotem był gwiazdą w drużynie, mógł odzyskać pewność siebie i robić to co potrafi najlepiej - wsadzać piłkę do kosza i zdobywać punkty.


W drugiej części sezonu 2011/12 Green powrócił do USA z nadziejami na dostanie kolejnej szansy w NBA. Pierwszym krokiem było przebicie się przez D-League, jako że Los Angeles Lakers, z którymi podpisał kontrakt, zdecydowali się zwolnić go na kilka dni przed rozpoczęciem skróconego z powodu lockoutu sezonu. Gerald trafił do Los Angeles D-Fenders i notował w ich barwach średnio 19,1 punktu, 2,6 zbiórki i 1,6 asysty. Pod koniec lutego New Jersey Nets zdecydowali się przywołać Greena z D-Leauge i po dwóch 10-dniowych kontraktach podpisali z nim umowę do końca sezonu. Dla Geralda był to przełomowy moment, bo bardzo dobra dyspozycja w barwach Nets zwróciła na niego uwagę innych zespołów i latem Green podpisał 3-letni kontrakt z Indianą Pacers.

Dalszy ciąg historii już znamy. Green zawodził jako wsparcie dla Paula George'a i Danny'ego Grangera więc został upchnięty w jednym pakiecie z Milesem Plumlee'm i trafił do gorącej Arizony. Jeff Hornacek odkrył jego talent na nowo, a Green był jednym z najlepszych graczy Suns, skutecznie zastępując kontuzjowanego Erica Bledsoe. Zdobywał średnio 15,8 punktu trafiając 40%3PT, a jego występ przeciwko Oklahomie City Thunder, w którym rzucił aż 41 punktów, był jednym z najlepszych indywidualnych występów w całym sezonie 2013/14.

- Kocham to w jaki sposób on gra. Wiedzieliśmy że potrafi rzucać i nie ma wielu zawodników, którzy potrafią robić się gorący w taki sposób. Jestem ewenementem, bo jako jeden z nielicznych wybija się przy swoich rzutach bardzo wysoko i po prostu posyła piłkę nad broniącymi go zawodnikami - wychwalał swojego podopiecznego Hornacek.

Przed obecnym sezonem wielu zastanawiało się, czy Green poradzi sobie z dużą konkurencją w zespole. Poradził sobie i razem z Isaiah Thomasem stworzył zabójczy duet z ławki. Pod nieobecność kontuzjowanego Thomasa, sam tworzy jednoosobową armię i jest główną postacią drugiego unitu Suns. Wielokrotnie zdobywał już ponad 20 punktów ciągnąc grę Słońc w trudnych momentach. W przyszłym roku będzie niezastrzeżonym wolnym agentem i jeśli utrzyma obecną formę to znajdzie się wiele zespołów chcących go mieć u siebie. Póki co, wygląda na to, że Suns i Green są dla siebie stworzeni i grupa zawodników i trenerów z jaką przyszło mu grać może być decydujący czynnikiem w negocjacach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz