piątek, 3 kwietnia 2015

Suns bliscy sprawienia sensacji, kolejny game-winner...

Phoenix Suns byli o jedną zbiórkę lub kilka sekund od pokonania Golden State Warriors w Oracle Arena. Niestety po raz kolejny w tym sezonie rywale trafili zwycięski rzut niemal równo z syreną końcową. Suns przegrywali już czternastoma punktami, ale bardzo dobrze zagrali w drugiej połowie, T.J. Warren był świetny w czwartej kwarcie, a Jeff Hornacek dobrze rozrysowywał zagrywki. Zabrakło naprawdę niewiele, ale w tym straconym już sezonie trzeba patrzeć na pozytywne aspekty takich spotkań.

T.J. Warren zdobył 15 ze swoich 17 punktów w czwartej kwarcie trafiając ważne rzuty na samym finiszu. To był kolejny bardzo dobry mecz w jego wykonaniu. Świetna praca nóg, ścięcia do kosza, łatwość oddawanych rzutów. To wszystko czyni Warrena jednym z najlepszych graczy Suns w końcówce tego sezonu i jest bardzo dobrym prognostykiem przed kolejnymi rozgrywkami. Hornacek z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że strzelecki talent Warrena nie może zniknąć i będzie starał się znaleźć mu stałe miejsce w rotacji.



Co działo się w samej końcówce? Eric Bledsoe miał przez cały mecz problemy z trafianiem rzutów, ale na dwie i pół minuty przed końcem trafił trójkę, która dała Suns czteropunktowe prowadzenie - największe od początku pierwszej kwarty. Następnie nastąpiła wymiana ciosów - Steph Curry i Klay Thompson zdobyli 8 punktów dla Warriors, natomiast dla Suns dwie kolejne akcje kończyły się punktami Warrena. Przy remisie na 34 sekundy przed końcem Hornacek rozrysował zagrywkę, z której już kilkukrotnie, skutecznie, korzystał w tym sezonie i zakończyła się ona punktami P.J.-a Tuckera. Suns wybronili kolejną akcję, ale nie mogli zebrać piłki na bronionej desce i po trzeciej ofensywnej zbiórce gospodarzy Curry trafił z dystansu. Kolejna dobra decyzja i zagrywka doprowadziła do łatwego reverse layupu Bledsoe. Suns byli +1, ale Warriors mieli 4 sekundy na rozegranie akcji. Harrison Barnes, który do tej pory był 1/7, trafił.



Szkoda, że nie udało się wygrać tego meczu, bo byłby to miły akcent zważywszy na ostatnie rezultaty. Suns mieli jednak kilka naprawdę fajnych momentów i dobrze oglądało się wtedy ich grę. Markieff Morris trafiał z półdystansu i zanotował double-double 17 punktów i 12 zbiórek. Trafił 7 z 10 rzutów i miał też pięć asyst. Brandan Wright również wykręcił double-double 16 punktów i 12 zbiórek, ale nawet pod nieobecność Alexa Lena* grał tylko 29 minut, bo było w tym meczu dużo smallballu.

P.J. Tucker rozpoczął mecz na dwójce, ale były takie momenty, że grał na centrze kryjąc Jamesa Michaela McAdoo. Swoją szansę dostał Reggie Bullock, który był jednym z pierwszych wywołanych z ławki. Bullock w kilku akcjach obronnych dobrze krył Thompsona szybko pracując na nogach, ale po drugiej stronie parkietu nie trafił żadnego z dwóch rzutów i zdobył tylko jeden punkt w 14 minut. Gerald Green grał i zaczął od 0/3, ale potem w przeciągu niecałych dwóch minut rzucił 7 punktów. Green nie przypomina jednak już tego gracza, którym był nie tylko w zeszył sezonie, ale też na początku obecnego.

W ekipie Suns zadebiutował sprowadzony z D-League i podpisany na 10 dni Jerel McNeal. Nie wyróżnił się jednak niczym szczególnym - po dwa punkty i faule w 3 minuty.

Od swojej dziewczyny dostałem przy okazji urodzinowy prezent:
Jest fajnie :)

*Alex jest już po operacji złamanego nosa. Teoretycznie ma pauzować tydzień i wrócić na trzy ostatnie mecze, ale bardziej prawdopodobne, że nie zobaczymy go już na parkiecie do końca sezonu.

5 komentarzy:

  1. Ale ten sezon się ułożył. Najpierw ten trade dealine, w którym straciliśmy niby najlepszego gracza (no gdyby nie odszedł trwała by tego lata saga - ile to musielibyśmu mu zapłacić/przepłacić, żeby został). TRAGIC przeszedł do Miami, gdzie mieli nawet do finału zajść, a tu .... nawet w play-off nie zagrają ( no i Tragic wcale tam, aż tak bardzo nie błyszczy). Ale żeby było śmieszniej IT, który w ogóle nie liczył na play-off w tym sezonie w Bostonie - raczej na pewno w tych play-offach będzie ;)
    Ps. Dlaczego Łukasz numer 25 ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie jestem fanem Kobego Bryanta, a 25>24... :)

      Tak na poważnie, gram z tym numerem w lidze amatorskiej, a jego wybór był podyktowany niedostępnością moich wcześniejszych numerów oraz tym, że gra z nim Chandler Parsons - jeden z moich ulubionych graczy.

      Usuń
  2. i tak na tym wszystkim wlasnie najlepiej wyszedl Isiah Thomas i Boston Celtics

    OdpowiedzUsuń
  3. Plumlee I Ennis zdaje sie tez zasmakuja play -off,,Suns i Heat nie zyskali na tych wymianach nic ....

    OdpowiedzUsuń