środa, 27 lutego 2013

Wymęczone zwycięstwo Suns.

Phoenix Suns - Minnesota Timberwolves 84:83
(16:15, 31:18, 11:18, 19:26, 7:6(OT))
fot. AP Photo
Dopiero po dogrywce Phoenix Suns uporali się z będącą na wycieczce objazdowej w Arizonie gromadką chłopców z Minneapolis i ich opiekunem Rickiem Adelmanem. Jeszcze w drugiej kwarcie, gdy przewaga Słońc wynosiła 18 punktów wyglądało na to, że pod koniec meczu hala będzie już świeciła pustkami z racji tak zwanego garbage time. Gospodarze pozwolili jednak wrócić Wilkom do gry i mało brakowało, a ich comeback zakończyłby się sukcesem.


Na nieco ponad 13 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry Marcin Gortat rozegrał dwójkową akcję z Goranem Dragiciem, po której trafił do kosza, nazwijmy to, floaterem dając swojej drużynie remis po 77. Były to ostatnie punkty w czwartej kwarcie i dzięki naszemu rodakowi obie drużyny mogły jeszcze dłużej pobiegać sobie po parkiecie. Marcin zachował zimną krew w tej akcji, ale w ostatniej minucie dogrywki również zdobył ważne punkty dające Słońcom 4-punktowe prowadzenie. 

Ciężki mecz do oglądania, niska skuteczność obu drużyn i dużo strat. Timberwolves trafili tylko 34% swoich rzutów i 16 razy gubili piłkę (Rubio - 6), natomiast Suns trafiali lepsze 40% (plus 20 strat), ale za to kiedy stawali na linii to ich nogi trzęsły się jak wielu gimnazjalnym członkom drużyn podczas zawodów powiatowych. 36% celnych rzutów wolnych (Gortat - 4/6) jest bardzo, bardzo słabe. Gorzej tylko mogłoby być gdyby cała drużyna składała się z Andrisa Biedrinsa z Warriors i jego klonów. 

Pisałem w zapowiedzi o kontuzjach wyniszczających Wolves i minionej nocy już w pierwszej kwarcie Andrei Kirilenko zszedł obolały do szatni (łydka) i nie wrócił. Dodatkowo bardzo słaby rzutowo dzień mieli Rubio i Luke Rindour (2/12 i 3/11). Wilki w meczu trzymała dobra gra Derricka Williamsa i grający lepiej w drugiej części Nikola Peković. Swoje z ławki dołożył również J.J. Barea. 

Suns udało się uniknąć samych porażek we własnej hali w lutym. Gra nie była z najwyższej półki, ale zwycięstwo jak najbardziej cieszy. 

Oceny zawodników:

P.J. Tucker 3+ - solidny, jak zwykle walczący o każdą piłkę i nastawiony na agresywną defensywę. Popisał się ładną zbiórką w ataku w gąszczu zawodników gości. Zdecydowanie musi zaprzestać kreowania sobie rzutów, bo po prostu mu to nie wychodzi.

Luis Scola 3 - 10 punktów i tylko jedna zbiórka. Argentyńczyk grał 20 minut, głównie dlatego, że dobrze prezentował się Keef Morris. Jego czas gry może oscylować do końca sezonu wokół 20 minut, bo swoje szansy dostają bliźniaki. 

Marcin Gortat 4+ - miał problemy z faulami i przez pierwsze trzy kwarty zagrał tylko 10 minut, ale kiedy od początku ostatniej części regulaminowego czasu wrócił na parkiet to rozbił na nim obóz i nie opuścił go już do końca spotkania. Polak był najlepszym strzelcem Suns z 14 punktami (egzekfo). Drugi dobry mecz z rzędu, tak trzymać!

Jared Dudley 2 - jeśli nie popatrzyłbyś w box score to nie wiedziałbyś, że grał w tym meczu. Kompletnie niewidoczny.

Goran Dragić 3+ - tylko 4/14 z gry i 1/4 z linii. Wyglądał trochę jakby był wczorajszy, ale plus za odegranie do Marcina w kluczowej akcji meczu.

Wesley Johnson 4 - 14 punktów, 9 zbiórek, 3 asysty, 2 przechwyty. Tylko do słabszej skuteczności można się przyczepić (6/16). Wes zagrał najwięcej w tym sezonie 35 minut. Suns są 3-0, gdy gra więcej niż 21 minut w meczu.

Markieff Morris 4+ - dodanie do składu brata wyraźnie uskrzydliło Markieffa i przeciwko Wolves zagrał bardzo dobre spotkanie. Zdobył 14 punktów (2/3 za 3) i sześć razy zbierał piłkę z tablicy. Dodatkowo trzy razy blokował rywali. Well done Keef.

Jermaine O'Neal 4+ - bardzo dobrze spisywał się, gdy Marcin popijał Gatorade'a na ławce. 10 punktów, 13 zbiórek i 4 bloki w 25 minut, dobry defense i jak zawsze niesamowita walka pod koszem rywala. 

Michael Beasley 3- - 4 asysty w 13 minut, naprawdę nieźle. Selekcja rzutów standardowa.

Kendall Marshall 3 - największy wskaźnik +/- w drużynie, +11. Miał trzy asysty w tym jedno bardzo ładne długie podanie lobem do Markieffa. Czasem chce zagrać zbyt widowiskowo i wychodzą z tego głupie straty.

Marcus Morris - grał za krótko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz