fot. NBA.com |
Wesley JaMarr Johnson został wybrany z numerem czwartym podczas draftu w 2010 roku. Swoje pierwsze dwa lata w NBA spędził
Póki co, Johnsona traktuje się jako kolejny zmarnowany wybór w drafcie Davida Kahna. Ciężko się takim opiniom dziwić patrząc na jego 39% z gry i bardzo przeciętne 34% z dystansu. Jego przybycie do Phoenix było dla mnie pozytywnym odczuciem. Udało się tego dokonać w trójstronnej wymianie z udziałem Robina Lopeza i Hakima Pokraki Warricka.
Początki w Suns były dla niego trudne, a jego najczęstszym zadaniem było wspieranie Diante Garretta i Luke'a Zellera w podawaniu ręczników i przybijaniu piątek. Przed przerwą na Weekend Gwiazd grał średnio tylko 7 minut i trafiał 31% swoich rzutów. Bardzo chciał w takim krótkim czasie się dobrze pokazać, czasami aż za dobrze. Lindsey Hunter zaczął jednak stawiać na Johnsona, a ten odwdzięczył się bardzo dobrymi występami. Jak wszyscy dobrze pamiętamy zrobił między innymi to:
Jego średni czas gry wzrósł do 25 minut, a średnie zdobycze punktowe do 10.1. Zaczął też trafiać bardzo przyzwoite 42% z gry, wielokrotnie będąc najlepszym strzelcem drużyny. Johnson ma długie ręce co pomaga mu nie tylko w zbieraniu (5.6 zbiórek), ale też w obronie. Ma on niewątpliwie zadatki na więcej niż solidnego obrońce na piłce.
Suns przed rozpoczęciem obecnego sezonu zrezygnowali z podjęcia opcji drużyny w kontrakcie Johnsona, która gwarantowałaby mu 5.4 milionów dolarów w za kolejny sezon. Słońca wolałby zobaczyć jak potoczy się kariera Wesa w Arizonie i dopiero po zakończeniu tegorocznych rozgrywek będą się głowić co zrobić z tym zawodnikiem.
Wesley Johnson powiedział wprost, że czuje jakby Phoenix miało być miejscem jego pobytu na dłuższy czas. Jeśli przez ostatni miesiąc rozgrywek będzie on prezentował taki poziom jaki prezentuje aktualnie to będzie to solidna podstawa do przedłużenia kontraktu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz