czwartek, 31 października 2013

Fantastyczni Suns w meczu otwarcia.

Przyznajcie się z ręką na sercu. Kto wierzył w to, że Suns nie dadzą szans Trail Blazers? Dobrze, jest was dwóch. W Phoenix od początku zostało narzucone szybkie tempo gry i Słońca odnalazły się w tym znakomicie. To był bardzo miły początek dla nowej drużyny naszych ulubieńców. 104:91 Suns.


Zgodnie z przewidywaniami Jeff Hornacek wypuścił od początku na parkiet piątkę Bledsoe - Dragić - Tucker - Frye - Plumlee. Po kilku minutach byłem już zakochany w tym co się działo. U sąsiada, który z zawodu jest stolarzem byłem o 7 rano i będziemy razem tworzyć ołtarzyk pod blokiem ku czci Milesa Plumlee. Był świetny. W ataku wykańczał praktycznie wszystko, wsady, alley-oopy, półhaki. Po bronionej stronie parkietu skutecznie wyeliminował z gry Robina Lopeza (3 punkty, 1/4), dodatkowo notując trzy czapy i kilka więcej dobrych kontestowań rzutów (wiecie o co chodzi...). W poprzednim sezonie Plumlee zagrał łącznie 55 minut i rzucił w sumie 13 punktów. Minionej nocy w swoim debiucie w pierwszej piątce przebywał na parkiecie 40 minut i w tym czasie wykręcił 18 punktów, 15 zbiórek i wspomniane tres tapones. Jestem fanem.

Duet Dragić-Bledsoe pokazał, że może być zabójczy dla przeciwników. Obaj panowie zagrali bardzo dobrze, napędzali atak Suns, nie zatrzymywali się w kontratakach i cały czas starali się trzymać tempo na wysokim poziomie. Bledsoe rzucił 22 punktów z 12 rzutów, dostawał się na linie (8/11), zebrałem 7 piłek i rozdał 6 asyst. Mini-lebron w pełni. Dragić chyba ustawił swoją lufę na dobre, bo znów nawrzucał rywalom sporo punktów, a dokładnie 26. Co prawda trafił tylko 1 z 4 trójek i ledwie raz stał na linii rzutów osobistych, ale nie wymagajmy za dużo. Do tego 9 asyst i 6 zbiórek. Zadowoleni?



P.J. Tucker trafił dwie (z dwóch) trójki z prawego rogu, wywalczył kilka piłek na ofensywnej desce nie pozwalając gościom zbliżyć się na niebezpieczną odległość. Był dokładnie tym kim pisałem w skarbie kibica, że jest. Będą się po niego zgłaszać po sezonie. Channing Frye grał 22 minuty, najmniej ze starterów (pozostali po 40 minut), trafiając w tym czasie jedną z pięciu trójek. W obronie miał problemy z szalejącym LaMarcusem Aldridge'm (12/22, 28 punktów), ale ogółem nie wyglądał wcale tak źle. Dobrze mieć go z powrotem.

Z ławki najwięcej zagrali Marcus Morris i Gerald Green. Mook spudłował każdą ze swoich czterech trójek, ale miał 7 zbiórek i 3 przechwyty (najwięcej w drużynie). Alex Len i Archie Goodwin również dostali swoje szanse. Każdy z nich dostał po osiem minut, ale żaden nie wyróżnił się niczym specjalnym.

U przeciwników oprócz Aldridge'a bardzo wyróżniał się Damian Lillard autor 32 punktów, w tym sześciu trójek. Pozostali gracze byli jacyś niemrawi. Nic Batum miał kilka przebłysków, ale to by było na tyle. Mo Williams trafił z ławki tylko 1 z 9 rzutów i miał 3 straty.

Podobało mi się to co widziałem, Suns grali bardzo przyjemnie dla oka i ten zespół będzie fun to watch, nawet pomimo tego, że takich zwycięstw wiele nie będzie. W kolejnym meczu Hornacek będzie miał do dyspozycji Markieffa Morrisa, ale jestem pewien, że Plumlee utrzyma swoje miejsce w pierwszej piątce.

76ers też wygrali, nie martwcie się.

1 komentarz: