Denver Nuggets to jedna z drużyn, z którą Suns będą bili się o playoffy. Dlatego bardzo ważne było, aby wygrać z nimi czteromeczową serię w sezonie zasadniczym. Pierwsze dwa mecze padły łupem Słońc i minionej nocy było podobnie. Ważny mecz, ważna wygrana. 117:103 Suns.
Słońca rozpoczęły mecz szybkim runem 8-0 i prowadzenia nie oddały przez cały mecz. Podczas tego runu swoją pierwszą trójkę trafił Channing Frye i był to początek jego koncertu. Już w pierwszej połowie Frye trafił 4 z 5 trójek na 18 punktów, a w drugiej tempa nie zwalniał. Channing zdobył season-high 30 punktów (12/16 z gry) nie tylko trafiając trójki, ale operując też dobrze w low-post(!). Frye totalnie zdominował Kennetha Farieda, który wyglądał tragicznie na bronionej desce (słaba obrona, 0 zbiórek w obronie).
Frye szalał mimo małych problemów z faulami, ale nikt się tym nie martwił, bo swoją dobrą passę kontynuował Markieff Morris. Keef, po dwóch ostatnich meczach z odpowiednio 24 i 23 punktami, zdobył 16 punktów trafiając z półdystansu, ale też dostając się pod obręcz. Marcus miał gorszy strzelecko dzień, ale w czwartej kwarcie rzucił swoje wszystkie 10 punktów.
Motorkiem (bo ciężko go nazwać motorem ze względu na posturę) napędowym rezerwowych Suns był jednak Ish Smith. Ish Swish czy Ish Dish, jak po prostu kocha nazywać go komentujący mecze Suns Steve Albert, był dyrygentem drugiego unitu Słońc. Trafił trzy rzuty na 7 punktów, ale rozdał też 5 asyst i miał aż 7 zbiórek. Kilka razy najbardziej zaciekle walczył na ofensywnej desce co przyniosło Suns szansę na ponowienia. Smith idealnie pasuje ze swoim stylem gry do tego co wdrożył w Phoenix Jeff Hornacek i zdecydowanie sprawdza się jako rezerwowy rozgrywający, szczególnie, gdy brakuje Erica Bledsoe.
Dobry mecz rozegrał również Leandro Barbosa, który poprzednie dwa spotkania odpoczywał z powodu problemów z ramieniem. Tym razem dostał szansę zadebiutowania w tym sezonie przed własną publicznością i spisał się bardzo poprawnie - 13 punktów, 4 zbiórki i 3 asysty. Jego szybkość zabijała Evana Fourniera i dopiero zmieniający go Nate Robinson lepiej radził sobie w gonieniu Brazylijczyka.
Dzięki dobrej postawie Smitha, Goran Dragić grał tylko 24 minuty, ale nie przeszkodziło mu to w wykręceniu 15 punktów, 6 asyst, 5 zbiórek i 2 bloków. Miles Plumlee był mało widoczny w ofensywie na ledwie jeden celny rzut z pięciu, ale grający za nim z ławki Alex Len dostał najwięcej (16) minut w sezonie i dobrze je wykorzystał rzucając 7 punktów i łapiąc swoimi długimi łapskami piłki wypadające z kosza po rzutach jego kolegów. Len miał 4 zbiórki w ataku (w sumie 6) i już można zauważyć u niego wyćwiczone podbicia w stylu Tysona Chandlera. Dobrze, niech się Алекс rozwija.
Przed Suns dwa dni odpoczynku, a w nocy z środy na czwartek do Phoenix przyjeżdża najlepsza ekipa w NBA, czyli Indiana Pacers. Luis Scola wraca więc po raz pierwszy do Arizony, a Miles Plumlee będzie chciał pokazać włodarzom Pacers, że zasługiwał na wybór w drafcie poświęcony na niego. To może być dobry mecz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz