Phoenix Suns zagrali jedną dobrą połowę w Memhpis, ale było to po prostu za mało. Bardzo słaba trzecia kwarta i niewiele lepsza czwarta pogrążyły Suns. Niestety Grizzlies zdecydowanie dominują nad Słońcami w tym sezonie i to już trzecia porażka naszej drużyny w tym matchupie. Skutki tego mogą być odczuwalne w końcówce sezonu, gdy rozstrzygać się będzie kto zagra w playoffach.
Goran Dragić i Channing Frye nie mieli w ciągu pierwszej połowy problemów ze skutecznością i to oni napędzali ofensywę Suns. Do tego Frye wspomagany przez Milesa Plumlee'go ograniczyli Zacha Randolpha do tylko 6 celnych rzutów przy 15 oddanych. Dobra gra z ławki Markieffa i Marcusa tylko napawała nadzieją, że w końcu Suns uda się pokonać Grizzlies.
Druga połowa była jednak całkowitym rozczarowaniem. W pierwszej Suns trafili 52% swoich rzutów, w tym 5 z 9 trójek. W trzeciej i czwartej kwarcie było to raptem 32% i 6/21(!!!). Ostatnie sześć minut trzeciej kwarty to tylko 1 z 12 celnych rzutów Słońc. W tym czasie Frye spudłował każdą ze swoich pięciu trójek, Marcus Morris zaczął budować dom obok hali (0/5), a skoro Marcus coś zaczął robić to przecież Markieff musiał robić to samo (4/13).
Jedynie Dragić i PJ Tucker (11/9) grali na swoim poziomie, a to było zdecydowanie za mało. Dragić rzucił 21 punktów z 10 rzutów (4/5 za 3) i rozdał 8 asyst przy tylko jednej stracie. Gerald Green miał moment, w którym trafił z dystansu dwa razy z rzędu, ale potem wykonał kilka niecelnych heat-checków, ale wyglądało to jakby było ich nie kilka, a kilkadziesiąt.
Widowisko popsuli nieco sędziowie, bo duża większość kontaktów z Randolphem czy Edem Davisem kończyła się gwizdkiem. Z-Bo słynie z tego, że rozpycha się jak słoń w stadzie surykatek, więc dopatrywanie się lekkiego kontaktu było według mnie po prostu przesadą. W drugiej połowie Suns odgwizdano aż 15 przewinień, przy tylko 5 Grizzlies. Tu nie chodzi o to, żeby usprawiedliwiać Słońca w ten sposób, ale come on, pod koszem Niedźwiadków też było dużo kontaktu, a gwizdków słychać nie było.
Przykład faulu "z dupy":
W ekipie gospodarzy świetny był Mike Conley, który wyrównał swój rekord sezonu i rzucił 31 punktów, a do tego rozdał 7 asyst ani razu nie tracąc piłki. Gracz meczu. Jedną z jego asyst był odrzut do Jamesa Johnsona do prawego rogu, który doprowadził do celnej trójki i daggera w jednym.
Suns jutro grają w Detroit. Obie drużyny będą w back-to-back więc koniecznie trzeba będzie ten mecz wygrać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz