poniedziałek, 17 listopada 2014

Suns grają w kratkę i szukają stabilizacji formy

Początek minionego tygodnia był wymarzony dla Suns - wygrane z Golden State Warriors i Brooklyn Nets w US Airways Center. Niestety potem byliśmy świadkami porażek na własnym parkiecie z Charlotte Hornets i w wyjazdowym meczu z Los Angeles Clippers. To smutne, że Suns potrafią wygrywać mecze, w którym przegrywają już dwucyfrową różnicą punktów, równocześnie dając sobie wyrwać spotkania, które wydają się od początku kontrolować.

  • Niespodziankę Suns sprawili wygrywając u siebie z Golden State Warriors. Goście byli osłabieni brakiem mającego wtedy problemy z dłonią Klay'a Thompsona i Davida Lee, ale w pierwszych dwóch kwartach to oni górowali w Arizonie. Steph Curry był wtedy świetny i Suns nie mogli zupełnie znaleźć na niego odpowiedzi. Curry zdobył 28 punktów (22 w pierwszej połowie), rozdał 10 asyst, ale miał też... 10 strat.

    Miejsce Thompsona w pierwszej piątce zajął nasz stary znajomy Leandro Barbosa. The Blur zagrał niezłe spotkanie na 12 punktów trafiając dwie z trzech trójek. Suns mieli też problem z będącym w świetnej formie od początku sezonu Draymondem Greenem (22 punkty, 9 zbiórek, 4 bloki). Bardzo dobrze wygląda współpraca Curry'ego z Greenem, szczególnie w akcjach pick-and-pop z gorącymi dłońmi obu tych graczy (Curry 4/10, Green 3/7 za 3).

    Suns odpowiedzieli bardzo dobrą grą w drugiej połowie, a szczególnie w czwartej kwarcie. Ojcami zwycięstwa byli Isaiah Thomas i Gerald Green. Thomas zdobył 22 punkty dostając się na linie jak cokolwiek nie zrobię to zaraz mnie ktoś sfauluje trafiając tam 13 z 14 rzutów, a Green w 18 minut na parkiecie rzucił 19 punktów trafiając cztery z siedmiu trójek. Czwartą kwartę Suns wygrali 36:16 i cały mecz 107:95.
  • Podobny scenariusz obserwować mogliśmy w meczu z Brooklyn Nets. To przyjezdni zagrali bardzo dobrze w pierwszej połowie, Brook Lopez niszczył Milesa Plumlee'go na 16 punktów, a Suns nie byli w stanie sforsować dobrej obrony Nets (17 punktów w 1Q). Dodatkowo bałkańska krew w żyłach Mirzy Teletovicia i Bojana Bogdanovicia była hot z dystansu (6 z 12 trójek).

    Goran Dragić wrócił do dobrej dyspozycji i po 19 punktach z Warriors, tym razem zaaplikował rywalom 18 oczek trafiając 3 z 6 trójek. To jednak nie on, a znów duet Thomas-Green wpłynął znacząco na losy spotkania. Najlepszy duet rezerwowych w lidze (ktoś się nie zgadza?) zdobył 49 punktów trafiając 13 z 28 rzutów oraz świetne 20 z 21 z linii. Dobra obrona Suns prowadziła do kontrataktów, w których wspomniania w tym akapicie trójka czuła się jak Amar'e Stoudermire w wannie wypełnionej czerwonym winem.

    Lopez w drugiej połowie nie był w stanie trafić do kosza, a cały zespół Nets trafił tylko 27.5% swoich rzutów, podczas gdy Suns trafili aż 58% zdobywając punkty w kontrach - 19, ale też dominując w pomalowanym - 26:6. Świetny comeback Suns i zwycięstwo 112:104.
  • Spotkań z Hornets i Clippers w całości nie widziałem. To pierwsze udało mi się zobaczyć w wersji skróconej i miło było patrzeć na gorących w pierwszej kwarcie z dystansu braci Morris (4/6). Suns prowadzili po tej części meczu różnicą 14 punktów, ale ostatecznie przegrali 95:103. To był też najlepszy mecz Erica Bledsoe w ostatnim czasie - 22 punkty, 11 zbiorek, 5 asysy, ale tym razem zabrakło wsparcia z ławki. Green wziął wolne na 0/6 z gry, Thomas miał nielepsze 2/7.

    Szkoda, że tak dobrze Bledsoe nie zagrał przeciwko swojej byłej drużynie. Clippers rzucili Suns aż 120 punktów, podczas gdy Eric nie trafił żadnego z sześciu rzutów i podobno wyglądał baaaaardzo słabo (pomimo 10 asyst). Tym razem Green i Thomas dali radę rzucjąc odpowiednio 26 i 19 punktów, ale trafiający 53% (w tym 48% trójek) swoich rzutów Clippers byli za silni. Alex Len miał drugie double-double w sezonie - 17 punktów i 11 zbiórek, ale w jego przypadku też nie możemy mówić o stablinej formie.
Suns dzisiaj w nocy grając z Celtics i ten mecz musi zakończyć się zwycięstwem Słońc.
W woli wyjaśnienia, nie pisałem na bieżąco o tym co działo się w Phoenix, ponieważ odwiedzałem swoją kobietę na Malcie.

1 komentarz: