środa, 30 stycznia 2013

Beasley pierwszym wygranym

Każda zmiana trenera to nowe otwarcie. Zawodnicy mają czystą kartę i mogą nowego szkoleniowca przekonać do siebie. Najbardziej na tym korzysta zasłużenie krytykowany od początku sezonu Michael Beasley.

Sam transfer Beasleya przez wielu ekspertów był określany mianem ryzykownego. Przecież to zawodnik, którego upilnować się nie da, który myśli o sobie, a nie o drużynie. Z tego powodu Wolves przed tym sezonem nie zaproponowali mu nowej umowy. W Phoenix jednak stwierdzili, że oni postawią go na nogi. Zaoferowali mu 18 milionów dolarów za 3 lata gry, co mogło się okazać albo wielką wtopą, albo wielkim zwycięstwem.

Alvin Gentry od początku sezonu regularnie grał nim w pierwszej piątce, ale to nie dawało efektów. Beasley grał w kratkę, a z czasem zaczął rozpoczynać mecze na ławce rezerwowych. Kilka razy nawet z niej nie wstał przez całe spotkanie. Ale nie ma co się dziwić Gentry'emu, skoro Beasley nie przejawiał żadnej ochoty do gry z partnerami z zespołu.

Dopiero odejście trenera dało mu większe szanse. W czterech meczach, w których Suns prowadził Lindsey Hunter, Beasley co prawda grał średnio tylko 21.8 minut (21.5 minut wcześniej), ale jego zdobycze znacznie się poprawiły. U Gentry'ego trafiał 37.6% z gry i 31.6% za trzy, a w tych 4 meczach odpowiednio 50.9% i 50.0%. To oczywiście przełożyło się na punkty - 16.0 do 9.4. Hunter ma do niego zaufanie i powierza mu rolę strzelca bez zahamowań.

Najważniejszym pytaniem jest teraz, czy Beasley będzie w stanie tak grać przez dłuższy czas, czy też był to krótki epizod dobrej formy. Dzisiejszy mecz z Lakers da pierwszą odpowiedź. Jeśli jednak pójdzie dobrze, to możemy się spodziewać, że te 21 minut gry szybko zamienią się w 30, albo i więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz