czwartek, 10 stycznia 2013

Kolejne dwie porażki Słońc.

Milwaukee Bucks - Phoenix Suns 108:99
(26:33, 24:23, 30:20, 28:23)

Boston Celtics - Phoenix Suns 87:79
(23:24, 30:17, 14:23, 20:15)
fot. espn.com
W drużynie Phoenix Suns w dalszym ciągu panuje świąteczna atmosfera, wszyscy są wyluzowani, pewnie jeszcze nawet potrawy wigilijne i szampan noworoczny są przemycane do szatni. Przynajmniej tak to wygląda, bo od 23 grudnia zawodnicy Słońc tylko raz wygrali, z 76ers. To już dziesięć porażek w ostatnich jedenastu spotkaniach. Na dodatek to nie wszystko. Jeśli nie wiecie to Suns ostatni mecz wyjazdowy wygrali jeszcze hen, hen w listopadzie w Cleveland (wcześniej podbili jeszcze tylko Charlotte). Wiadomo, te porażki to nie są blowouty w stylu: "Okej, przegrywamy w drugiej kwarcie już piętnastoma, więc dajmy sobie spokój.", nie. Bardzo dużo z tych spotkań to wyrównana walka, często do samego końca. Suns po prostu nie mogą się przełamać i kiedy już jesteśmy bliscy radości, bliscy doznania jakże rzadkiego uczucia w tym sezonie, to nagle dobra gra naszych zamienia się w totalne bagno i wynik końcowy jest jaki jest.

Na mecze z Bucks i C's patrzyłem jednym okiem, drugie starało się skupić na programowaniu mikrokontrolerów i takie tam bla bla bla. Kilka mniej lub bardziej ciekawych faktów z tych spotkań.
  • Marcin Gortat dopisał do swoich osiągnięć kolejne dwa double-double. Z Bucks było to 16-14, z Celtics 12-14. W pierwszym meczu Gortat rzucił czternaście punktów w pierwszej połowie, a już tylko dwa dorzucił w drugiej doświadczając jako jeden z wielu spotkania z Larry Sandersem (6 bloków). W Bostonie Marcin grał tak jakby chciał wszystkim pokazać, że to jego miejsce, że on tam chce i już. Był najlepszym zawodnikiem Suns i pokazał się również ze znakomitej strony w defensywie blokując rywali pięć razy. 
  • Goran Dragić zanotował w sumie osiem asyst w obu spotkaniach i jest to wynik po prostu słaby. Jared Dudley miał kluczowych podań o pięć więcej, a to Goran przecież ma być kreatorem akcji. Nic nowego w sumie.
  • 6/32, 19%. Tak Suns rzucali z dystansu, przeciwko Bucks było to 4/20, w Bostonie odpowiednio 2/12. W Phoenix nie ma gościa, którego rywale mogliby podwajać, więc o superekstraczyste pozycje zza łuku jest po prostu ciężko. Jakby jednak nie było, 19% w dwóch meczach to wynik tragiczny.
  • Shannon Brown wydaje mi się, że ma duże poczucie własnej wartości. To jest dla mnie trochę taki Kobe Bryant dla bardzo, bardzo, a to bardzo ubogich. Będę rzucał, a jak się wstrzelę to pójdzie - motto życiowe. Tyle, że Bryant się wstrzela w większości przypadków, a Brown myśli, że się wstrzelił. 2/8 i 2/6 to jego wybitne osiągnięcia w Milwaukee i w Bostonie. 
  • Po trzech meczach grzania tyłka na ławce, Mike Beasley pojawił się na parkiecie w TD Garden. To tyle.
  • Jermaine O'Neal może sobie powiesić nowy plakat na ścianie. Jeff Green postarał się, żeby był on ładny. Jakby O'Neal był 40 lat młodszy to pewnie by płakał po tym wsadzie Greena.
  • Suns mieli fantastyczny moment gry przeciwko Celtics, w trzeciej kwarcie, gdzie na początku zanotowali run 17-0! Potem brakło im niestety sił (Gentry grał praktycznie cały czas pierwszą piątką, zmiennicy słabiutko) i nie byli w stanie przedrzeć się przez obronę KG i spółki. W Milwaukee Suns wygrali pierwszą połowę, ale w drugiej Bucks byli zbyt twardzi w obronie. Szkoda, że te fragmenty dobrej gry podopiecznych Gentry'ego nie mogą trwać dłużej.
  • Jared Sullinger, rookie Celtics, zagrał znakomite spotkanie ustanawiając swój rekord kariery 16 zbiórek. Rzucił też 12 punktów, a wszyscy rezerwowi Celtów zdobyli tych punktów aż czterdzieści siedem! Dla porównania rezerwowi Suns zaledwie szesnaście.
Słońca grają jutrzejszej nocy w Brooklynie i łatwiej nie będzie. Potem w Chicago i tym bardziej łatwiej nie będzie. Dajcie jednak panowie z siebie wszystko, prosimy. Go Suns!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz