Dość długo myślałem nad tematem moich kolejnych rozważań dla
Łukaszowego Bloga, aż wreszcie, śledząc kolejne wyniki naszych ulubieńców
doznałem olśnienia. Moją uwagę przykuł nie kto inny, jak zastępca Marcina
Gortata czyli Miles Plumlee, gość który gdy przychodził w parze z Gerardem
Green w zamian za Luisa Scolę był dla większości zwykłych fanów NBA typowym
"nołnejmem". Był nim, jednak dość szybko przestał, co oczywiście
ułatwił trade Gortata do Wizards. Okazało się wtedy, że w Arizonie po Marcinie długo
płakać nie będą gdyż mają swojego nowego, całkiem rozgarniętego, a zwłaszcza
taniego ($1,121,520) centra.
Czy Ryan McDonough jest geniuszem, który dostrzegł w 24-letnim n-tym
zmienniku na ławce Pacers swojego przyszłego startera na centrze, czy celem tej
wymiany był jednak Gerard Green - tego możemy się nie dowiedzieć. Faktem jest,
że Plumlee w poprzednich rozgrywkach pojawił się na parkiecie zaledwie w 14
meczach rzucając łącznie (UWAGA)...13 punktów! Łatwo więc można wyliczyć
średnią, która oscylowała w okolicach jednego oczka. Co ciekawe już w pierwszym
meczu tego sezonu rzucił 18pkt czyli o pięć więcej niż w całym poprzednim.
Wyglądało to na początku bardzo dobrze, dokładnie tak jak po przyjściu Gortata z
Orlando zimą 2010 roku (notabene już za tydzień, 18 grudnia miną dokładnie trzy
lata od tej wymiany).
Choć początek Gortata w Suns nie był tak spektakularny jak Plumlee'go, to z
perspektywy czasu widać, że różnica jest spora - Marcin w miarę upływu sezonu
grał coraz lepiej, notując w ostatnich 28 grach średnio ponad 15 punktów i tylko raz
w tym czasie schodząc poniżej dziesięciu oczek (9), Miles po ostrym początku
rzuca coraz mniej. W pierwszych 11 meczach aż osiem razy notował dwucyfrowe
zdobycze punktowe i czterokrotnie double-double. W ostatnich dziesięciu już
tylko dwa razy zdobył 10 lub więcej punktów i zaliczył jedno double-double. I
nie chodzi oczywiście o to, że leci jego średnia punktowa a o to, że spada
ilość oddawanych przez niego rzutów ze 107 w pierwszych 11 grach do 71 w
dziesięciu kolejnych. To o prawie trzy rzuty mniej w każdym spotkaniu - sporo.
Dlaczego tak się dzieje? Oczywiście dlatego, że center to zawodnik, który musi
być piłkami karmiony, w każdym innym przypadku będzie uzależniony od zbiórek w
ataku i dobitek. Taką samą zależność widać po przeanalizowaniu ilości minut
spędzonych na parkiecie. I znów, w pierwszych 11 spotkaniach było to 340 minut czyli średnio 31 na mecz. Z kolei w ostatnich dziesięciu już tylko 243 czyli średnio nieco ponad 24 minuty co daje aż siedem minut mniej. W ostatnich trzech, grał już
tylko po niespełna 20 minut! A przypomnijmy, że mówimy o zawodniku, który
zaliczył bardzo udany start rozgrywek i trafia ponad połowę swoich rzutów. Jego
średnia z całego sezonu to 9,6 punktów i 8,3 zbiórek. Coś Wam to przypomina? Mi od razu
nasunęło się skojarzenie z poprzednimi rozgrywkami i wynikami Gortata - odpowiednio 11 i
8,5. Podobieństwo liczb i faktycznej sytuacji na boisku jest ogromne.
I tu zróbmy małą pauzę na zestawienie zdobyczy punktowych z ostatnich
dziesięciu sezonów, wszystkich zawodników Suns, którzy (według www.basketball-reference.com)
grali na pozycji centra.
2013/14 Miles Plumlee
(10), Alex Len (2), Viacheslav Kravtsov (1) - 13
2012/13 MARCIN GORTAT
(11), Jermaine O'Neal (8), Hamed Haddadi (4), Luke Zeller (1) - 24
2011/12 MARCIN GORTAT
(15), Robin Lopez (5) - 20
2010/11 MARCIN GORTAT
(13), Robin Lopez (6), Earl Barron (3), Garret Siler (2) - 24
2009/10 Channing Frye
(11), Robin Lopez (8), Jarron Collins (1)
- 20
2008/09 Shaquille O'Neal
(18), Robin Lopez (3), Courtney Sims (0) - 21
2007/08 Amare Stoudemire
(25), Shaquille O'Neal (13), Brian
Skinner (3), Sean Marks (3) - 44
2006/07 Amare Stoudemire
(20), Kurt Thomas (6), Pat Burke (3) - 29
2005/06 Shawn Marion (22),
Amare Stoudemire (9), Kurt Thomas (9), Pat Burke (3), Brian Grant (3) - 46
2004/05 Amare Stoudemire
(26), Steven Hunter (5), MACIEJ LAMPE (3), Jake Voskuhl (2) - 36
Uff... Nawet Maciek Lampe się załapał :) Ciekawsza wydaje się jednak
obecność na tej liście Shawna "rzucam dwoma rękoma" Mariona czy
Channinga Frye, którego teraz kojarzymy głównie z trójek. Co nam to zestawienie
ukazuje? Chyba najbardziej to, że za dwoma wyjątkami (2010/11 i 2012/13), o
których za chwilę, w ostatnich siedmiu sezonach systematycznie spada ilość
punktów zdobywanych przez centrów Suns. Jak wytłumaczyć wyjątki? W 2010/11
trade Gortata, Vince'a Cartera i Mickeala Pietrusa był ukierunkowany właśnie na
sprowadzenie Polaka, jednak chyba nikt nie marzył, że okaże się takim sukcesem.
Z kolei w poprzednich rozgrywkach, zaskoczył Jermaine O'Neal, który dorzucał co
wieczór osiem punktów a wielokrotnie był jedną z głównych opcji w ataku
Phoenix.
Jeżeli sięgniemy dalej w głąb historii Słońc, okaże się, że pozycja
centra była zawsze najsłabiej obsadzoną. I o ile rozgrywających czy
skrzydłowych można wymieniać bez zastanowienia: Larry Nance, Kevin Johnson,
Danny Manning, Dan Majerle, Jeff Hornacek, Rex Chapman, Charles Barkley, Cedric
Ceballos, Jason Kidd, Stephon Marbury, Penny Hardaway, Grant Hill, Steve Nash,
Amare Stoudemire, Shawn Marion, Boris Diaw, Raja Bell, Joe Johnson czy Goran
Dragic i Eric Bledsoe. Nie wspominając o Dannym Ainge'u, Robercie Horry'm, Samie
Cassellu, Wesley Personie, Elliocie Perry'm czy aktualnie braciom Morris i
Channingu Frye'u. A i jeszcze Eddie "Big Balls" House! Z centrami jest
już zdecydowanie gorzej... Shaq, Gortat, Robin Lopez, John "Hot Rot"
Williams, Tom Chambers (raczej forward). Słabiutko. Pamiętam wymianę na linii
Suns - Cavaliers, w której Słońca pozyskały Johna Williamsa. To miało być to. Nie było... Hot Rot rzucał dla Cavs w sezonie 94/95 blisko 13 punktów w meczu, i
ściągnięty został w nadziei, na ostatni zryw epoki Barkleya i Johnsona. Po
przenosinach do Phoenix jego średnie spadły do zaledwie siedmiu oczek. Suns odpadli
z San Antonio (1:3) w pierwszej rundzie, a po sezonie dokonano wymiany z
Houston i rozpoczęto przebudowę. Co ciekawe w sezonie 96/97 barwy Suns reprezentowali jednocześnie Kevin Johnson, Jason Kidd i rookie Steve Nash. To
taka dygresja...
Wszystkich nas bardzo ciekawi, jak potoczy się ten sezon, który w
zapowiedziach wyglądał na solidne tankowanie, a tymczasem (może dla niepoznaki)
wydaje się przynosić PO. Miles Plumlee już udowodnił, że gdy tylko zostanie
dobrze obsłużony, raczej nie marnuje okazji. Kłopot jednak w tym, że tych jest
coraz mniej, i samoistnie nasuwa się skojarzenie z poprzednim sezonem i
sytuacją Gortata. Marcin został w nim zdegradowany z pierwszej opcji w ataku i
pierwszego strzelca zespołu do roli pomagiera Mike'a Beasley'a. Plumlee nie jest
wielkim projektem czy kandydatem na All-Stara. Jest solidnym wyrobnikiem, który
dobrze bije się na deskach i jest przy tym skuteczny pod dziurą. Pytanie brzmi,
dlaczego w Arizonie nie grają na centra?
Cały czas mam w pamięci pierwszą konferencję prasową po transferze na
linii Orlando - Phoenix. Przy jednym stole siedzą MG, Carter i Pietrus. Marcin
jest najmniej ogranym w NBA z nich wszystkich o legendzie Vinsanity aka Half
Man Half Amazing aka Air Canada nie wspominając. I co? Dziennikarzy interesuje
praktycznie tylko Polak. Traktowany jest niemal jak zbawca, który odmieni losy
Suns. W Arizonie już dawno nie było solidnego centra a pamiętajmy, że Gortat był w
tym momencie tylko zmiennikiem wielkiego Dwighta Howarda, i miał za sobą
zaledwie pięć meczów jako starter. Wszyscy wiemy co było dalej - wielkie mecze
i świetna gra w parze ze Steve'm Nashem, pick'n rolle, o których mówiła cała
liga, temat występu naszego rodzynka w All-Star Game! I nagle, po odejściu Nasha do Los Angeles wszystko
się zmieniło. Pierwsze mecze Plumlee'go także były niczym wygrana na loterii,
jednak teraz wygląda na to, że Suns wygraną chcą zwrócić, albo przynajmniej po
tym jak zobaczyli jak wygląda, schować na później. I choć nie jestem wielkim
fanem Milesa, to totalnie nie rozumiem, dlaczego drugi raz w ciągu dwóch lat -
mając solidnych podkoszowych, decydują się na taki sam ruch - ograniczają rolę
centra do dogrania mu 3-4 piłek na mecz? Jest to też o tyle dziwne, że Suns
mają bardzo dobrych zawodników kreujących grę. Zarówno Goran Dragic jak i Eric
Bledsoe potrafią stworzyć przewagę i perfekcyjnie odegrać. Jaki jest więc
zamysł takiego działania i czy nie jest to kolejny chytry plan McDonough? Mam
nadzieję, że kolejne mecze przyniosą choć częściową odpowiedź na to, jak i inne
pytania dotyczące przyszłości naszych Słońc.
PS. Wiecie, że Miles ma brata, który także jest koszykarzem i gra w
NBA? Ma na imię Mason i jest zawodnikiem Brooklyn Nets. To jednak nie koniec, bo kolejny Plumlee (Marshall) reprezentuje, podobnie jak wcześniej jego bracia, uczelnie Duke i nie można wykluczyć, że kiedyś również trafi na parkiety NBA.
Adam
Lachowicz
Bardzo dobry tekst
OdpowiedzUsuń