Przygoda Channinga z Phoenix Suns rozpoczęła się w 2009 roku. Latem tamtego roku wygasł mu jego pierwszy enbiejowski kontrakt i były gracz New York Knicks oraz Portland Trail Blazers został wolnym agentem. Frye miał dobry debiutancki sezon w Knicks (12.3 punktów, 5.8 zbiórek w 24 minuty, wybór do najlepszej piątki pierwszoroczniaków), ale z każdym kolejnym rokiem grał słabiej i tracił na wartości. Efektem takiego obrotu spraw była bardzo dobra dwuletnia umowa z Frye'm, którą podpisali w Phoenix. Opiewała ona na 3.8 milionów dolarów, z czego drugi rok był opcją zawodnika. Tym samym Frye powrócił w swoje rodzinne strony (uczęszczał do St. Mary's High School w Phoenix, a następnie do University of Arizona), a Suns pozyskali, jak się okazało, bardzo wartościowego zawodnika.
Wielkim progresem Frye'a podczas pierwszego roku gry w Arizonie było ustabilizowanie rzutu z dystansu na wysokim poziomie. Podczas pierwszych czterech sezonów na parkietach NBA Frye oddał tylko 70 rzutów trzypunktowych, z których trafił 20, co dało marną skuteczność na poziomie 29%. W sezonie 2009/2010 liczby te urosły diametralnie. Channing odał wtedy aż 392 (!!) rzuty z dystansu i trafił świetne, nie tylko jak na big mana, 172 (43.9%). Frye był kluczowym zawodnikiem rotacji podkoszowej Alvina Gentry'ego i znacząco pomógł Suns dotrzeć w ówczesnym sezonie do Finałów Konferencji. Podczas playoffów wchodził z ławki za Jarronem Collinsem i później, w Finałach, za Robinem Lopezem, ale szczególnie podczas zmieniania tego pierwszego miało się wrażenie, że to Frye jest pierwszopiątkowym centrem Suns. Pamiętam jak dziś, że Channing miał okropną, czarną serię w playoffach i pudłował rzut za rzutem. Ciężko to sobie wyobrazić, ale na przestrzeni kilku meczów przeciwko Lakers spudłował 17 rzutów z rzędu. W końcu piłka zaczęła znów znajdować drogę do siatki i to w bardzo dobrym momencie.
Jak dobrze wiemy po tym, najlepszym w ostatnich latach, sezonie, drużyna Słońc ulegała powoli rozsypce i playoffów w Arizonie od 2010 roku nie widziano. Channing przetrwał jednak wszystkie ruchy zarządu Suns i pozostał w Phoenix podpisując 6-letni kontrakt warty 30 milionów dolarów. Latem 2012 roku do największego rywala Suns, Los Angeles Lakers, odszedł Steve Nash, podpisany został kontrakt z Michaelem Beasley'em i na domiar złego cały koszykarski świat obiegła informacja o problemach zdrowotnych Channinga Frye'a.
W trakcie preseason wykryto u Frye'a kardiomiopatię rozstrzeniową, czyli mówiąc trochę prościej, powiększenie serca. Channinga dopadł wielki pech i wirus, który powodował tę dolegliwość mógł być wyleczony tylko w jeden sposób. Odpoczynek i zero aktywności fizycznej. To była jedyna droga dla Frye'a, która miała mu dać szansę na powrót do NBA. Dla podkoszowego Suns była to szokująca informacja i sam zainteresowany nie ukrywał obaw o swoją przyszłość. Bardzo dobre podejście mentalne Frye'a do tego co go spotkało pozwoliło mu zmienić tryb funkcjonowania. Jedynymi sportami, o ile można to tak nazwać, na które miał zielone światło były golf i joga. Phoenix Suns otworzyli skrzynkę mailowa, na którą kibice mogli wysyłać Channingowi wszelkiego rodzaju życzenia czy słowa otuchy, a aktywny na portalach społecznościowych Frye dziękował w swoich wpisach i zapewniał, że z pomocą najlepszego personelu medycznego, zrobi wszystko, aby wrócić do gry na najwyższym poziomie.
Po roku od tego wydarzenia prosto z Phoenix dobiegła informacja, że Channing Frye jest zdrowy i może wrócić do gry. Frye już podczas letnich wakacji spotkał się z lekarzami, a ci przekazali mu informacje, że może znów ćwiczyć na pełnych obrotach. W rękach Suns pozostawała decyzja co z nim zrobić, ale mogła być ona tylko jedna.
let me rephrase that. I'll be back next year playing for the Phx suns. I'm happy to be healthy and have a opportunity to keeping playing!
— Channing Frye (@Channing_Frye) wrzesień 29, 2013
Frye dodatkowo zapewniał, że nie ma zamiaru wracać do gry dopóki nie będzie sam czuł, że nadszedł odpowiedni czas. Nie musieliśmy jednak długo czekać, bo 9 października 2013 roku Channing Frye wybiegł na parkiet w koszulce Suns po raz pierwszy od 21 kwietnia 2012 roku. W przedsezonowym sparingu ze swoją byłą drużyną, Portland Trail Blazers, Frye zagrał 16 minut i rzucił imponujące 14 punktów trafiając 3 z 4 swoich trójek.- "Dziękuję wam wszystkim. To wszystko co mogę powiedzieć. Dziękuję za wszystko. Dzisiejsza noc wydawała się być bardzo odległą, a wy wszyscy i wasza miłość pomogła mi dotrzeć tutaj." - takie słowa Channing zaadresował do wszystkich zawodników, rodziny, znajomych i fanów, którzy wspierali go w jego osobistej bitwie.
W całkowicie odnowionej drużynie Suns Channing pełni rolę weterana będąc najstarszym zawodnikiem Suns z kontraktem obowiązującym przez cały sezon (10-dniowy kontrakt Barbosy) nie licząc zaszytego w domu Emeki Okafora. Jeff Hornacek od początku sezonu regularnego twardo stawia na Frye'a i wierzy w jego umiejętności, a ten odwdzięcza się bardzo dobrą grą i drugą najlepszą w karierze skutecznością rzutów z dystansu (41.5%). Zdobywa średnio 11.9 punktów, zbiera 5.4 piłek, a w siedmiu meczach zapisywał na swoim koncie 20 lub więcej oczek.
Wiele mówiło się o tym, że Frye zostanie przehandlowany do drużyny walczącej o mistrzostwo. Nikt nie spodziewał się jednak wtedy, że Suns będą grać tak dobrze i że będą wczesnym kandydatem na czarnego konia sezonu. Po tym jak kontuzji doznał Eric Bledsoe ponownie pojawiły się szepty, że czas na wymianę z udziałem Channinga. Kto wie, do trade deadline jeszcze ponad miesiąc i wszystko się może zdarzyć. Póki co nie wybiegajmy tak bardzo w przyszłość. Cieszmy się tym, że Frye powrócił do gry na wysokim poziomie i prezentuje kawał porządnej koszykówki w swoim wykonaniu.
Wygrałeś tę wojnę Channing, teraz zbieraj zasłużone brawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz