środa, 15 stycznia 2014

Wygrana walka Channinga Frye'a.

To co dzieje się w tym sezonie w NBA w temacie kontuzji to jest istna tragedia. Co chwile docierają do nas informacje o kolejnych zawodnikach wypadających z gry. Poskręcane stawy, zerwane więzadła, operacje, długie przerwy. Nie takie rzeczy chcemy czytać pijąc poranną kawę. Jeden z takich newsów dotarł do nas we wrześniu 2012 roku. U Channinga Frye'a wykryto wtedy wadę serca. Diagnoza? Rok przerwy od koszykówki i powrót do jakiejkolwiek fizycznej aktywności pod znakiem zapytania. Problemy z sercem to przecież nie jakieś tam fiubździu. Frye do gry powrócił i zrobił to w bardzo dobrym stylu.


Przygoda Channinga z Phoenix Suns rozpoczęła się w 2009 roku. Latem tamtego roku wygasł mu jego pierwszy enbiejowski kontrakt i były gracz New York Knicks oraz Portland Trail Blazers został wolnym agentem. Frye miał dobry debiutancki sezon w Knicks (12.3 punktów, 5.8 zbiórek w 24 minuty, wybór do najlepszej piątki pierwszoroczniaków), ale z każdym kolejnym rokiem grał słabiej i tracił na wartości. Efektem takiego obrotu spraw była bardzo dobra dwuletnia umowa z Frye'm, którą podpisali w Phoenix. Opiewała ona na 3.8 milionów dolarów, z czego drugi rok był opcją zawodnika. Tym samym Frye powrócił w swoje rodzinne strony (uczęszczał do St. Mary's High School w Phoenix, a następnie do University of Arizona), a Suns pozyskali, jak się okazało, bardzo wartościowego zawodnika.

Wielkim progresem Frye'a podczas pierwszego roku gry w Arizonie było ustabilizowanie rzutu z dystansu na wysokim poziomie. Podczas pierwszych czterech sezonów na parkietach NBA Frye oddał tylko 70 rzutów trzypunktowych, z których trafił 20, co dało marną skuteczność na poziomie 29%. W sezonie 2009/2010 liczby te urosły diametralnie. Channing odał wtedy aż 392 (!!) rzuty z dystansu i trafił świetne, nie tylko jak na big mana, 172 (43.9%). Frye był kluczowym zawodnikiem rotacji podkoszowej Alvina Gentry'ego i znacząco pomógł Suns dotrzeć w ówczesnym sezonie do Finałów Konferencji. Podczas playoffów wchodził z ławki za Jarronem Collinsem i później, w Finałach, za Robinem Lopezem, ale szczególnie podczas zmieniania tego pierwszego miało się wrażenie, że to Frye jest pierwszopiątkowym centrem Suns. Pamiętam jak dziś, że Channing miał okropną, czarną serię w playoffach i pudłował rzut za rzutem. Ciężko to sobie wyobrazić, ale na przestrzeni kilku meczów przeciwko Lakers spudłował 17 rzutów z rzędu. W końcu piłka zaczęła znów znajdować drogę do siatki i to w bardzo dobrym momencie.



Jak dobrze wiemy po tym, najlepszym w ostatnich latach, sezonie, drużyna Słońc ulegała powoli rozsypce i playoffów w Arizonie od 2010 roku nie widziano. Channing przetrwał jednak wszystkie ruchy zarządu Suns i pozostał w Phoenix podpisując 6-letni kontrakt warty 30 milionów dolarów. Latem 2012 roku do największego rywala Suns, Los Angeles Lakers, odszedł Steve Nash, podpisany został kontrakt z Michaelem Beasley'em i na domiar złego cały koszykarski świat obiegła informacja o problemach zdrowotnych Channinga Frye'a.

W trakcie preseason wykryto u Frye'a kardiomiopatię rozstrzeniową, czyli mówiąc trochę prościej, powiększenie serca. Channinga dopadł wielki pech i wirus, który powodował tę dolegliwość mógł być wyleczony tylko w jeden sposób. Odpoczynek i zero aktywności fizycznej. To była jedyna droga dla Frye'a, która miała mu dać szansę na powrót do NBA. Dla podkoszowego Suns była to szokująca informacja i sam zainteresowany nie ukrywał obaw o swoją przyszłość. Bardzo dobre podejście mentalne Frye'a do tego co go spotkało pozwoliło mu zmienić tryb funkcjonowania. Jedynymi sportami, o ile można to tak nazwać, na które miał zielone światło były golf i joga. Phoenix Suns otworzyli skrzynkę mailowa, na którą kibice mogli wysyłać Channingowi wszelkiego rodzaju życzenia czy słowa otuchy, a aktywny na portalach społecznościowych Frye dziękował w swoich wpisach i zapewniał, że z pomocą najlepszego personelu medycznego, zrobi wszystko, aby wrócić do gry na najwyższym poziomie.

Po roku od tego wydarzenia prosto z Phoenix dobiegła informacja, że Channing Frye jest zdrowy i może wrócić do gry. Frye już podczas letnich wakacji spotkał się z lekarzami, a ci przekazali mu informacje, że może znów ćwiczyć na pełnych obrotach. W rękach Suns pozostawała decyzja co z nim zrobić, ale mogła być ona tylko jedna.
Frye dodatkowo zapewniał, że nie ma zamiaru wracać do gry dopóki nie będzie sam czuł, że nadszedł odpowiedni czas. Nie musieliśmy jednak długo czekać, bo 9 października 2013 roku Channing Frye wybiegł na parkiet w koszulce Suns po raz pierwszy od 21 kwietnia 2012 roku. W przedsezonowym sparingu ze swoją byłą drużyną, Portland Trail Blazers, Frye zagrał 16 minut i rzucił imponujące 14 punktów trafiając 3 z 4 swoich trójek.

- "Dziękuję wam wszystkim. To wszystko co mogę powiedzieć. Dziękuję za wszystko. Dzisiejsza noc wydawała się być bardzo odległą, a wy wszyscy i wasza miłość pomogła mi dotrzeć tutaj." - takie słowa Channing zaadresował do wszystkich zawodników, rodziny, znajomych i fanów, którzy wspierali go w jego osobistej bitwie.

W całkowicie odnowionej drużynie Suns Channing pełni rolę weterana będąc najstarszym zawodnikiem Suns z kontraktem obowiązującym przez cały sezon (10-dniowy kontrakt Barbosy) nie licząc zaszytego w domu Emeki Okafora. Jeff Hornacek od początku sezonu regularnego twardo stawia na Frye'a i wierzy w jego umiejętności, a ten odwdzięcza się bardzo dobrą grą i drugą najlepszą w karierze skutecznością rzutów z dystansu (41.5%). Zdobywa średnio 11.9 punktów, zbiera 5.4 piłek, a w siedmiu meczach zapisywał na swoim koncie 20 lub więcej oczek.

Wiele mówiło się o tym, że Frye zostanie przehandlowany do drużyny walczącej o mistrzostwo. Nikt nie spodziewał się jednak wtedy, że Suns będą grać tak dobrze i że będą wczesnym kandydatem na czarnego konia sezonu. Po tym jak kontuzji doznał Eric Bledsoe ponownie pojawiły się szepty, że czas na wymianę z udziałem Channinga. Kto wie, do trade deadline jeszcze ponad miesiąc i wszystko się może zdarzyć. Póki co nie wybiegajmy tak bardzo w przyszłość. Cieszmy się tym, że Frye powrócił do gry na wysokim poziomie i prezentuje kawał porządnej koszykówki w swoim wykonaniu.

Wygrałeś tę wojnę Channing, teraz zbieraj zasłużone brawa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz