środa, 5 listopada 2014

Gorąca ręka Greena, dobry mecz Morrisów

Początek pierwszej kwarty był prawdziwą męczarnią dla oczu. Spotkanie w Staples Center wyglądało bardziej jak jakaś spontaniczna gierka na osiedlowym Orliku niż mecz NBA. W dalszej części zrobiło się z tego ciekawe widowisko, do którego - patrząc na sytuację obu ekip - nie powinno było dojść. Na całe szczęście Suns opanowali sytuację i zwyciężyli 112:106.


W mecz zupełnie nie mógł wejść Eric Bledsoe, który w sześć minut złapał dwa faule i Jeff Hornacek został zmuszony do zdjęcia go z parkietu. Zmienił go oczywiście Isaiah Thomas, który rozruszał ofensywę Suns zdobywając w pierwszej połowie 15 ze swoich 22 punktów. Jego dobra postawa sprawiła, że Bledsoe nie wszedł już w tej połowie na parkiet nawet na sekundkę. Thomas oprócz 22 punktów rozdał aż 9 asyst i miał trzy przechwyty, które pozwalały Suns na łatwe punkty.



Thomas i Gerald Green na ławce to prawdziwy skarb. Do Greena często można mieć zastrzeżenia, że próbuje się przełamać na siłę, ale dzięki takim meczom jak ten z Lakers uwielbiamy go. Green trafił 11 z 19 rzutów (2/4 za 3) na 26 punktów rozgrywając bezsprzecznie swój najlepszy mecz w sezonie. Zdobywał punkty z dystansu, z półdystansu, ale też zrobił sobie mały dunkfest. Zapytajcie Jordana Hilla.



Budziłem sąsiadów, naprawdę.

Bardzo dobre zawody rozegrał Markieff Morris, który jest najrówniej grającym starterem w ekipie Suns. Zdobył 23 punkty, zebrał 10 piłek i rozdał 5 asyst. Ręka nie zadrżała mu w najważniejszych momentach meczu i na nieco ponad minutę przed końcem trafił piękny step back jumper dający Suns 5-punktową przewagę. Jego brat zanotował 12-6-4, ale kawał solidnej roboty odwalił w obronie trzymając krótko Kobe'go Bryanta. Ten zdobył co prawda 39 punktów, ale potrzebował do tego aż 37(!!!) rzutów. Marcus dobrze pracował na nogach utrudniając Bryantowi każdy rzut. Oprócz tego skutecznie odcinał go od piłki i zdarzały się momenty, w których lider Lakers nie dostał piłki do rąk w trzech kolejnych posiadaniach. To coś znaczy.
PJ Tucker grał pierwszy mecz w sezonie po odbyciu kary za jazdę pod wpływem. To nie był jego idealny mecz, ale w kluczowych momentach nie zawiódł. Najpierw przy czteropunktowej przewadze zatrzymał Bryanta, a następnie trafił WIELKĄ trójkę z prawego rogu na 30 sekund przed końcem.

Eric Bledsoe wyglądał pasywnie przez całe spotkanie, ale w końcówce zdjął szlafrok i przyszedł do hali zdobywając punkty po akcji 2+1 i trafiając dwa ważne rzuty osobiste. Goran Dragić miał solidne 16 punktów, 7 zbiórek i 4 asysty, a Alex Len znów świetnie pracował w defensywie. Martwić może to, że kilka razy było widać jak łapie się za, do niedawna kontuzjowany, palec.



To był emocjonujacy mecz, ale Suns nie mogą narażać się na ewentualne porażki w takich spotkaniach. Tym bardziej, że dzisiejszej nocy czeka nas pojedynek z Memphis Grizzlies, którzy w tym sezonie jeszcze nie przegrali.

2 komentarze:

  1. Zwycięstwo po beznadziejnej grze... z najsłabszą w tej chwili drużyną NBA!!

    Niestety dziś Grizzlies zjedzą nas na deskach...

    OdpowiedzUsuń
  2. na deskach nie było tak źle z niedźwiedziami... jakoś niestety jednak nie wróżę łatwego awansu do PO...

    OdpowiedzUsuń