środa, 3 grudnia 2014

Witamy z powrotem Goranie Dragiciu

Swego czasu grywałem sporo w Tony'ego Hawka 2 i zgaduję, że duża część z was również. W końcu dochodziło się do takiego momentu, że przez głowę przechodziła myśl - "dobra, wklepuję kody, trzeba nabić trochę punktów". Dzisiaj to samo pomyślał Goran Dragić, ale zamiast gry komputerowej wybrał sobie mecz z Indianą Pacers. Słoweniec zagrał najlepszy mecz w sezonie i poprowadził Suns do wygranej 116:99.


Jak dobrze pamiętamy, Dragić miał słaby początek sezonu, ale z czasem ustabilizował formę i zaczął wyglądać dobrze. Ponad miesiąc musieliśmy jednak czekać, aby ujawnił nam się Goran w wersji MIP 2013/14. Suns mieli duży problem z ławką Pacers w pierwszej połowie (34 punkty, 15/18FG) i gdyby nie Dragić to byłoby bardzo słabo. Na dobrą grę rezerwowych gości, Słoweniec odpowiedział wtedy 22 punktami, trafiając 8 z 10 rzutów. Ostatecznie w całym meczu zdobył najwięcej w sezonie 34 punkty dokładając do tego 5 zbiórek, 3 asysty i 4 przechwyty. Dragić trafił 11 z 15 rzutów będąc bardzo gorącym na dystansie (5/6 3PT). Lekkość z jaką grał w tym meczu była po prostu pięknem dla naszych oczu.
Dragić i Bledsoe znów grali duże minuty, bo Isaiah Thomas ciągle nie jest zdolny do gry. Bledsoe pozostał w cieniu swojego kolegi z backcourtu, ale również zagrał bardzo dobry mecz. Trafił 11 z 20 rzutów i zdobył 27 punktów. Miał też najwięcej w drużynie siedem asyst. Bledsoe odważnie atakował obręcz i co prawda nie był pod nią tak skuteczny jak Dragić, ale trafił tam 6 z 9 rzutów.
Markieff Morris po raz trzeci w ostatnich czterech meczach zanotował skuteczność gorszą niż 40%, ale był trzecim najlepszym strzelcem drużyny z 15 punktami na koncie. Tyle samo zdobył Gerald Green, który trafił 4 z 8 trójek. Uwielbiam momenty, gdy Green bierze piłkę w swoje dłonie na połowie Suns, niezdarnie ją kozłuje i nagle odpala trójkę z 8 metrów. Jeff Hornacek zawsze rozkłada wtedy ręce jakby chciał wykrzyczeć - "Sam mu na to pozwoliłeś Jeff, sam mu na to pozwoliłeś".

Poza tym, Jeff to wredny kłamczuszek. Powiedział przedwczoraj, że nie będzie zmian w pierwszej piątce, a tu proszę - PJ Tucker rozpoczął mecz zastępując Marcusa Morrisa. Jestem fanem tego ruchu, przywołuje on wspomnienia z poprzedniego sezonu, a są one dobre. PJ był dzisiaj póltuckerowaty, bo miał co prawda najwięcej w drużynie 7 zbiórek, ale nie trafił żadnej z dwóch trójek. Marcus zdobył solidne 7 punktów i 6 zbiórek i nie wyglądał na przejętego.

To o czym jeszcze warto wspomnieć to gra Milesa Plumlee'go. Podoba mi się to co robi w ostatnim czasie. Nie ma wielkich zdobyczy punktowych, linijki statystyczne nie są zwalające z nóg, ale jego effort na parkiecie nie przechodzi niezauważalny. Przeciwko Pacers Plumlee zanotował 6 punktów, 7 zbiorek i 3 bloki zatrzymując Roy'a Hibberta na tylko sześciu celnych rzutach w 14 oddanych. Miles dobrze dochodzi też do pomocy, czego niekoniecznie można powiedzieć o Alexie Lenie, który często wygląda jakby przysypiał.

- Ostatnio graliśmy bardzo nierówno. Cieszymy się, że w końcu zagraliśmy dobry mecz i zanotowaliśmy łatwą wygraną - powiedział po meczu Bledsoe.

Pierwsza połowa meczu była wyrównana, głównie dzięki wspomnianej już ławce Pacers, ale w trzeciej i czwartej kwarcie Suns zdominowali grę i zdecydowana wygrana stała się faktem. Przed nami trzy bardzo ciężkie mecze wyjazdowe z Mavericks, Rockets i Clippers. Nawet jedna wygrana będzie tutaj nagrodą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz