czwartek, 29 stycznia 2015

Suns przetrwali napór Wizards, Markieff z kolejnym daggerem

Phoenix Suns prowadzili już dwudziestoma dwoma punktami w pierwszej połowie, ale pogoń Wizards i rzut za trzy świetnego w tym meczu Otto Portera zmniejszył przewagę Słońc do czterech punktów na nieco ponad minutę przed końcem. Na szczęście Suns mają kogoś takiego jak P.J. Tucker, który swoim zbiórkami ratował posiadania, oraz kogoś takiego jak Markieff Morris, który po raz kolejny w tym sezonie trafił wielki rzut i zamroził mecz. 106:98 Suns!

W pierwszej połowie Suns zdecydowanie dominowali po obu stronach parkietu, choć byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie pozwalali Wizards na ofensywne zbiórki, po których goście zdobyli sporo punktów. Niscy Suns szukali przy obręczy Alexa Lena i Brandana Wrighta, Markieff Morris trafiał z półdystansu, a Goran Dragić z Ericiem Bledsoe kradli piłki i wykorzystywali kontry. Wszystko wyglądało dobrze, przewage po 24 minutach wynosiła 17 punktów, ale przez moment pomyślałem, że Suns za bardzo się rozluźnili i to może mieć znaczenie po przerwie. Miało.

Wizards zaczęli trzecią kwartę od runu 18-6 i nagle poziom stresu i zdenerwowania gwałtownie wzrósł. Na szczęście Bledsoe odpowiedział ważną akcją 2+1 i Brandan Wright... trafił... z... DALEKIEGO... PÓŁDYSTANSU. Suns zaczęli znów kontrolować spotkanie i wynik znacząco się nie zmieniał. Na początku czwartej kwarty P.J. Tucker trafił dwie trójki z prawego rogu w dwóch kolejnych posiadaniach i przewaga wzrosła do 18 punktów.

Od wtedy bardzo dużo dobrych rzeczy dla gości zaczęli robić rezerwowi, głównie Garrett Temple, Kevin Seraphin i Otto Porter. Przewage szybko zmalała do czterech punktów i po błędach Suns, Wizards mieli szansę zejść jeszcze niżej, ale na szczęście udało się ten ciężki moment przetrwać. Na 3 minuty przed końcem po kolejnym jumperze Markieffa Suns prowadzili dwunastoma punktami, ale wtedy Porter zrobił swój run 8-0 i zrobiło się nieciekawie.

Po niecelnym rzucie Morrisa, Tucker uratował posiadanie swoją ofensywną zbiórką, ale Bledsoe podał piłkę w nogę Dragicia zaliczając stratę. W odpowiedzi John Wall został zupełnie niekryty na dystansie, ale spudłował trójkę. Suns nie wzięli timeoutu, Markieff został wyizolowany i trafił niełatwy rzut nad Krisem Humphriesem.
Mecz odłożony do zamrażarki.

Najlepszym strzelcem Suns był Goran Dragić, który zdobył 20 punktów, Isaiah Thomas trafił 4 z 8 trójek na 18 punktów z ławki, a Markieff był 7/17 z gry na 16 punktów, 7 zbiórek i 4 asysty. Brandan Wright miał 13 (6/7 FG) oczek i 5 zbiórek, a Tucker zanotował double-double 12 punktów i 10 zbiórek.

Na koniec jeszcze jeden plus dla Suns i Jeffa Hornacka. W każdej z trzech pierwszych kwart Suns mieli idealne okazje do zagrania dwa na jeden, czyli wykorzystania pozostałego czasu na rozegranie dwóch szybkich akcji przy jednej przeciwnika. W sumie z sześciu tak wygenerowanych posiadań Słońca zdobyły osiem punktów, ale mogło być więcej gdyby rzuty oddawane równo z syreną końcową wpadały do kosza. Mimo to, Suns udało się w dobry taktycznie sposób rozegrać końcówki kwart i daję za to duży kciuk w górę.

Aha, nie było w tym meczu dachów.

Marcin Gortat miał dobry mecz i w pierwszej połowie był najrówniej grającym zawodnikiem Wizards, ale w czwartej kwarcie spędził na parkiecie tylko 3 minuty i nie oddał nawet rzutu. W sumie zapisał na swoim koncie 14 punktów i 8 zbiórek.

1 komentarz: