środa, 28 listopada 2012

Zwycięstwo w brzydkim meczu.


Cleveland Cavaliers - Phoenix Suns 78:91
(13:19, 19:18, 27:34, 19:20) 
fot. David Richard/US Presswire
To był bardzo ciężki mecz do oglądania. 33 straty, 35% z gry Cavs (do przerwy to było nawet bodajże 27%) i dużo niepoukładanych akcji. Przyjemność z oglądania tego meczu mieli bez wątpienia latynoamerykanie. Anderson Varejao zdominował ten mecz na deskach (18 zbiórek, 6 w ataku) i odnalazł się niesamowicie w ofensywie zdobywając 20 punktów (10/15) i zaskakując skutecznością swoich jumperów. Argentyńscy kibice Suns mieli jeszcze więcej powodów do szczęścia, bo ich drużyna nie tylko wygrała ten mecz, ale też Luis Scola zagrał bardzo dobrze z ławki (14 punktów, +23). Pierwsza połowa meczu była po prostu beznadziejna, ale w trzeciej kwarcie gra się trochę ożywiła. W pewnym momencie Cavaliers osiągnęli nawet prowadzenie, a Varejao otrzymał pomoc w postaci dobrego momentu gry Alonzo Gee. Pierwszoroczniak Dion Waiters dorzucił w całym meczu 16 punktów, ale potrzebował do tego aż 20 rzutów. Przełom w drużynie gości nastąpił w momencie kiedy Shannon Brown usiadł na ławce (i na szczęście już z niej nie wstał). Wspominałem już, że jakkolwiek przekonałem się do gry Telfaira, tak w dalszym ciągu nie mogę patrzeć na Browna biegającego po parkiecie. Nie rozumiem tych, po prostu głupich, decyzji rzutowych i podpalania się w momencie kiedy dostaje piłkę. Wróćmy jednak do meczu. Nastąpił przełom, ponieważ na koniec trzeciej kwarty Suns zanotowali serię punktową 14-0, między innymi dzięki dobrej grze Jareda Dudley'a, na którą przed meczem liczyłem. W czwartej kwarcie Słońca kontrolowały już grę dzięki doświadczeniu O'Neala i Scoli, a także dorzuconym w między czasie trzem trójkom Gorana Dragicia. Kolejny dobry mecz rozegrał Michael Beasley, który trafił 6 z 8 rzutów (15 punktów) i nie podejmował głupich decyzji. Cichy mecz miał Markieff Morris, a Marcin Gortat niestety zagrał słabo. Polak nie tylko dał zdominować się Varejao, ale też nie radził sobie w ataku i spotkanie zakończył z 6 punktami na koncie (3/7 z gry i 0/4 z linii). Cieszy zwycięstwo, choć gra nie zadowalała. Możemy być wdzięczni gospodarzom, że zagrali słabe spotkanie, ale brawa należą się też naszym rezerwowym. Dziś w nocy czeka Suns spotkanie w Detroit i wierzę głęboko, że nie tylko uda się pokonać miejscowych Pistons, ale też gracze z Arizony poprawią swoją grę i będzie ona przyjemniejsza dla oka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz