środa, 5 grudnia 2012

Zach Randolph rozgniótł Suns.

Memphis Grizzlies - Phoenix Suns 108:98
(18:25, 27:27, 23:20, 26:22, 14:4(OT))
fot. Danny Johnston/AP Photo
Rudy Gay przeszedł dziś jakby obok wydarzeń na parkiecie, a Marc Gasol miał problemy z faulami. Niestety dla Suns kosmiczny mecz rozegrał Z-Bo i wygrał dla Grizzlies ten pojedynek. Randolph miał 38 punktów i 22 zbiórki i w dogrywce miał serię 3 akcji, po których broniący go Gortat załamał się i prawdopodobnie jeszcze do teraz nie może się otrząsnąć. Od początku spotkania zupełnie nie radził sobie Markieff Morris i był niszczony przez Zacha (tak jak potem każdy inny kto próbował go bronić). Randolph miał siedem Z-bounds w ataku i dobijał to co partnerzy z zespołu pudłowali. Unstoppable.

Ku zaskoczeniu obserwatorów Suns bardzo dobrze rozpoczęli to spotkanie i grając na solidnym poziomie osiągnęli w pierwszej połowie nawet 16-punktowe prowadzenie. W obliczu nędzy niesionej przez Beasley'a (3/13, 6 punktów) i po prostu zbyt wielu głupich decyzji Browna (4 straty) dużo dobrego wniosła jak zawsze ławka. Luis Scola miał 16 punktów i 8 zbiórek, ale kilka nie potrzebnie forsowanych rzutów, a Jared Dudley odnalazł swój nieco zagubiony rzut zza łuku (dziś 3/4). Z powodów osobistych mecz opuścił Telfair, czego rezultatem było prawie 44 minuty Gorana Dragicia. Dragić miał przyzwoity mecz (19 punktów, 7 asyst), ale gołym okiem widać że pierw szuka rzutu, a dopiero potem partnerów. Najbardziej odczuwa to w dalszym ciągu nasz Marcin, który przez 35 minut na parkiecie oddał tylko 4(!) rzuty. Gortat miał 10 punktów, 7 zbiórek i 4 asysty i w dogrywce wymusił 6 faul Gasola.

Grizzlies wrócili do meczu dzięki agresywnej obronie na całym boisku w drugiej części drugiej kwarty i wymuszeniu strat i zbyt pochopnych decyzji ze strony gości. Dużo dobrego wniósł z ławki Quincy Pondexter i na trzecią kwartę wyszedł w pierwszej piątce w miejsce Ellingtona. Grizzlies mieli więcej strat, tylko 13 asyst, ale dzięki dominacji na deskach (50-32) byli cały czas w meczu. Na minutę przed końcem Niedźwiadki wyszli na jednopunktowe prowadzenie (pierwsze prowadzenie od pierwszej kwarty), ale Scola trafił za 2, Dragić dołożył 1 z 2 osobistych. Gospodarze mieli więc szansę na wyrównanie lub nawet zwycięstwo. Sprawy w swoje ręce wziął Rudy Gay i trafił niełatwy rzut nad Tuckerem i dochodzącym do pomocy Scolą. Suns mieli jeszcze 16 sekund na decydujący cios, ale, o dziwo, piłka powędrowała do O'Neala, a ten się pomylił. Dogrywkę rozpoczął niesamowitą trójką Mike Conley, a potem to już był Z-bo Show.

Suns mogą wrócić do Phoenix z podniesionymi głowami bo rozegrali naprawdę niezły mecz i gdyby nie znakomity Randolph to sensacyjne zwycięstwo stałoby się faktem. Przed Słońcami pojedynek z Dallas Mavericks i mimo że w razie niezadowolenia kibiców władze klubu będą zwracały pieniądze za bilety to każdy z fanów liczy na zwycięstwo, szczególnie po serii 4 porażek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz