środa, 11 lutego 2015

Markieff zniszczył Smitha, Harden zniszczył Suns

33 punkty, 10 asyst, 6 zbiórek i game-winner oraz 40 punktów, 12 zbiórek i 9 asyst - to dwie ostatnie wizyty Jamesa Hardena w Phoenix. Dwa i pół roku temu Suns mogli wyrwać Hardena z Houston Oklahomy, pomyśl o tym. Pomyślałeś? Ja myślę o tym od dwóch lat. Suns stracli 41 punktów w pierwszej kwarcie i przegrywali już 18 punktami, ale wrócili do meczu i przed ostatnią odsłoną to prowadzenie jednym punktem było po naszej stronie. W czwartej kwarcie Harden zdobył jednak 20 punktów, po raz kolejny udowadniając, że nagroda Most Valuable Beard Player jeszcze nie trafiła do Stephena Curry'ego. 127:118 Rockets.

Suns zaczęli ten mecz gubiąc się jak dzieci we mgle. W pierwszej kwarcie zaliczyli 8 strat, trafili ledwie 8 z 23 rzutów, pozwalając Rockets na płynne dzielenie się piłką i trafianie na dobrej skuteczności. Dodatkowo P.J. Tucker wcielił się w Norrisa Cole'a...
Markieff Morris w drugiej kwarcie pogniewał się na obręcz i zaczął ją niszczyć, niszcząc przy okazji Josha Smitha. Suns powrócili do meczu dostając się na linię i trafiając trójki. W międzyczasie, zarówno Jeff Hornacek, jak i Kevin McHale zdecydowali się grać nisko. Dla Rockets na centrze duże minuty spędził Smith, który był ich drugim najlepszym strzelcem i robił na dystansie to co robi w ostatnich meczach - trafiał (2/4 3PT).



Eric Bledsoe zdobył 32 punkty trafiając 12 z 13 rzutów z linii, Goran Dragić był 3 na 4 za trzy na 20 punktów, a Tucker miał swój najlepszy strzlecko mecz w ostatnim czasie na 17 punktów (3/6 3PT). Suns mieli run 12-0 w trzeciej kwarcie, ale Harden był w czwartej nie do zatrzymania i Rockets zwyciężyli. Hornackowi w dalszym ciągu brakowało Alexa Lena i Suns, oczywiście, przegrali deskę (39-47) i byli gorsi w punktach z pomalowanego (44-58).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz